Powinien, w porównaniu do innych uczniów świecić przykładem. Chociaż zwracam mu na to uwagę, notorycznie zapomina wykonywać prac domowych na czas. Czasami nie ma zamiaru przebywać w akademiku. Wtedy postanawia złożyć mi wizytę. Wieczorami wychodzi na imprezy, na których obraca się w szemranym towarzystwie. Nie szczędzi sobie alkoholu. Nie mam najmniejszego zamiaru mu o tym mówić, ale podejrzewam, że wraz z niejakim Edgarem Oshinem zażywają nielegalnych środków odurzających, w postaci najrozmaitszych skrętów. Nie mam wątpliwości co do tego, że ma narkomańską przeszłość. Nie ma oporów przed robieniem sobie niestosownych zdjęć. Czasami przychodzą smsami. Innym razem w wiadomościach prywatnych, ponieważ wymieniamy między sobą maile. Nakłania mnie do robienia tego samego. Bezskutecznie. Zdarzyło się, że wylądowaliśmy ze sobą w łóżku. Moim. Wykorzystałem to, że był trochę pijany. Zawsze zachowywał się w stosunku do mnie inaczej. Starałem się nie zwracać na to uwagi. Szczerze mówiąc, z nim zrobiłbym to jeszcze raz. Dzieciak jest naprawdę dobry, chociaż czasami jego odzywki działają mi na nerwy.
Dotychczas nie zwracałem na niego uwagi. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ani razu nie naskarżył mi, że ktoś mu dokucza, a chłopcem jest raczej spokojnym, ani też nie przyłapałem go na psoceniu z innymi uczniami. Neutralność, w stosunku do wielu spraw emanuje z niego tak mocno, że boli. Dowiedziałem się drogą pantofelkową, że zamieszkuje pokój akademicki. Sam nie wykazuje się inteligencją ponadprzeciętną. Przynajmniej z historii. Wyników nie ma złych. Słyszałem, że Zachariah pomógł mu zawieść do weterynarza jakiegoś kota-przybłędę. Chciałbym dowiedzieć się, o co rzeczywiście chodziło, ale nie mogę swoim zainteresowaniem wzbudzać podejrzeń wśród kadr. Teraz mam na Lenzeheuera oko. Wyczekuję na moment, w którym zacznie zachowywać się podejrzanie. Towarzystwo nauczyciela fizyki bardzo mu odpowiada. A co jeśli... Czy to możliwe? Muszę się dokładniej przyglądać. Dzieciak w końcu puści parę z ust, a ja dowiem się co w rzeczywistości jest pomiędzy nimi.
Miałem szesnaście lat. Rodzice w poszukiwaniu pracy przenieśli się do Anglii. Akurat zmieniałem szkołę, a wtedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Był moim wychowawcą, wykładowcą przedmiotu ale także i sumiennym korepetytorem. Nie chciałem się uczyć, co pokazywałem mu naprawdę dosadnie. Chociaż uprzykrzałem mu życie, on dzielnie znosił moje naganne zachowanie. Nie raz uratował mnie przed laniem od rodziców! Zacząłem dostrzegać to dopiero teraz. Dzięki jego pomocy udało mi się przechodzić z jednej klasy, do następnej. Teraz nasze stosunki są bardzo obojętne, chociaż zakrawają o przyjacielskie. W moich oczach on wciąż jest Panem Ponurakiem, który zbyt poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Chciałbym być przez niego bardziej docenianym. Szanuję go. Chociaż teraz oboje należymy do kadry nauczycielskiej, nie wyobrażam sobie wybrania się z nim na piwo. W naszym przypadku, różnica wieku stwarza przepaść której nie można samodzielnie przeskoczyć.