18 | Japonia - Tashirojima | trzecioklasistka | Page not found | 3-3
Wszystko, co można powiedzieć o człowieku jest jakimś pośrednim nawiązaniem do mnie. Zawsze chciałam spróbować wszystkiego, nic co ludzkie nie jest mi bowiem obce. Lubię eksperymentować i doświadczać, co może być zarówno przejawem okresu buntu, jak i silniejszej strony mojego charakteru. Nie wiem, nie jestem w tej kwestii obiektywna. Nie mi oceniać, jednak z drugiej strony nikt inny nie powinien próbować, jeżeli nie doświadczył tego samego. Podejrzewam, że takich ludzi jest od groma, mam jednak jednoosobowego pecha obracać się w towarzystwie nudnych do porzygu, ugrzecznionych dzieci kultury japońskiej. Doceniam to, oczywiście… Stateczność naszych obyczajów przemawia na korzyść bycia tym, kim się jest. To wzbudza podziw w zachodnich matkach i rodzi zainteresowanie w ich dzieciach.
No hej, nie urodziłam się wczoraj. Wiem doskonale, ile słodkich, pyzatych kuleczek zza granicy mojego kraju celebruje niektóre z zachowań mi znanych z codziennego życia. Zdaję sobie sprawę, jak wiele moich równolatków z umiłowaniem próbuje pochłaniać poranną porcję jajecznicy przy pomocy bambusowych kijków. Domyślam się, jak wiele z nich kupuje sobie za kieszonkowe kolorowe pudełeczka stylizowane na bento box, czy marzy o własnej yukacie, by chociaż w jakiejś części poczuć się niczym obywatel orientu. Schlebia mi to jako jednostce. Pazerna jestem nie tylko na komplementy celujące bezpośrednio w moją nieskromną osobę, ale i na przejaw zainteresowania czymś, czego częścią jestem.
Ja z kolei lubię styl zachodni. O ile jeszcze w podstawówce taszczyłam do szkółki wielkie pudło pełne onigiri ze śliwkami, na wyższych szczeblach edukacji wolałam po drodze kupić sobie kanapkę, bądź, ku przerażeniu matki, tuczącego batona. Tak samo nigdy nie lubiłam standardowych, szkolnych teczek, skromności i potrzeby ujednoliconego ubioru. Teraz mi to generalnie zwisa, jednak był czas, kiedy krzykiem i szałem reagowałam na potrzebę odziania się w mundurek. Całe szczęście, że aktualne są nad wyraz urocze.
Lubię ludzi. Są interesującym bytem, pełnym sprzeczności i skomplikowanych struktur. Lubię ich psychikę i jej złożoność. W świecie, w którym ceni się ułożenie i konwenanse jestem wielkim zwolennikiem dziecięcej szczerości i dorosłej, politycznej uprzejmości. Ich współdziałanie jest wprost rozczulające. Skutecznie wypleniono ze mnie nieposłuszeństwo wobec rodziny. Posiadam typową, kochaną mamę i surowego ojca w garniturze. O ile względem reszty istnień pozwalam sobie na mało subtelną frywolność słowa, do nich zawsze zwracam się z odpowiednim ciężarem wstrzemięźliwości i szacunku, pamiętając o bagażu doświadczeń obarczającym nasze wspólne barki. Dali mi życie i to jest główny powód mojego uwielbienia. Drugim jest nieprawdopodobnie trwała miłość między dwójką osób z różnych światów, którą obserwowałam już od małego pypcia w kiecuszce po pieluszkę.
Aha, na codzienny luz pozwalam sobie jedynie poza domem. Kiedy nadchodzi pora powrotu do matki i ojca, ściągam jaskrawe fatałaszki i koloruję się na typową, japońską nastolatkę o lśniącym czarnym włosiu i spojrzeniu przestraszonego kociątka. To ogromna zmiana, dlatego nikomu o tym nie mówię. Funkcjonuję w dwóch światach – domu i wyzwolonej rzeczywistości. W akademiku mam specjalną szafeczkę z zestawem ubrań przygotowanych na ten szczególny dzień, kiedy nie jestem roziskrzoną, wielobarwną gwiazdką, a jedynie elementem wakacyjnego krajobrazu japońskich ulic.
Najbardziej żałosną częścią mnie jest moje zapatrywanie się na sprawy miłosne. Japońska mentalność nastolatki zgwałciła ulubione, zachodnie standardy, owocując wiarą w pierwszą, pełną moe kwiatuszków i uniesień miłość rodem z mangi dla dziewczynek. W głębi serduszka wierzę, że kiedyś napotkam tego jedynego, przystojnego chłopca, który będzie się dzielił ze mną szalikiem podczas zimowych spacerów i odprowadzał mnie do domu po szkole. Nie przyznaję się do tego, co jest sprawą oczywistą, gdyż dbam o image i nie chciałabym nieścisłości w odbiorze innych. Póki co wolna jestem od miłostek – nie mam za sobą nawet pierwszego pocałunku, gdyż jak mocno nie pozowałabym na damę wyzwoloną, intymność jest dla mnie powodem rumieńców i utraty języka w gębie.
Kiedyś!
Ach… Nie, żeby mocno wstydliwym, jednak moim małym sekretem jest podawanie się za chłopca. Posiadam specjalny zestaw ubrań, na który pracowałam całe wakacje. Nie robiłam tego wcześniej i nie czuję się źle w kobiecym ciele – jestem stuprocentową dziewczyną, jednak w chwili obecnej lepiej patrzy mi się z perspektywy nastolatka, nie nastolatki. Sama nie do końca to rozumiem, ale póki to nikogo nie krzywdzi i jest zabawne… A żaden z nauczycieli nie przyłapał mnie na łamaniu regulaminu, to nie wzbraniam się przed moimi niegroźnymi psikusami.
Po pierwsze, moja prababcia od strony ojca pochodzi z Anglii. Muszę o tym informować, gdyż tłumaczy to moje wygładzone rysy twarzy. Oczy mam oczywiście panoramiczne, jednak duże i bardziej migdałowate niż statystyczny Japończyk. Po mamusi jednak są one ciemne po społu z grubym, lśniącym (kiedyś) kruczą czernią włosiem. Wszystko jest we mnie mocno przeciętne, co pomaga mi nie wyróżniać się z tłumu w momencie, kiedy mi na tym jakoś specjalnie nie zależy.
Dla ciekawskich – gdybym się owinęła bandażem na wysokości klatki piersiowej, z powodzeniem mogłabym uczęszczać do Ōsaka Gakuen jako mocno androgeniczny chłopiec. W sumie to można powiedzieć, że to właśnie robię, chociaż w supełnie innym miejscu.~
Mierzę sobie 160 centymetrów, co pozwala mi kryć się w tłumie statystycznych licealistów, ale nie stać na wysokości zadania. Jestem chudziutka i lubię to podkreślać obcisłymi ubraniami w czasie wolnym. Jestem jednak niepoprawnym zmarźluchem, dlatego moje przylegające bluzeczki często-gęsto kryję pod obszernymi sweterkami i tyle mam z uwodzenia wyglądem.
Lubię swoje długie włosy i nigdy nie chciałabym ich ściąć. Ukracam je kilkukrotnie w przeciągu roku o rozdwojone końcówki, jednak to tyle jeżeli chodzi o zabawę ostrymi narzędziami. Dbam o nie jak o pierworodnego, wcierając płukanki, pachnące szampony i odżywcze jedwabie. Wszystko przez wzgląd na częste katowanie ich naprzemiennie czarną i kolorowymi farbami. Od momentu dołączenia do Kakougen Academy, rokrocznie upominana jestem przez senseia o zmianę nastawienia względem reprezentowania szkoły swoją osobą. Ciągle też obiecują mi, że poślą do mojej rodziny list z prośbą o okiełznanie mojego nieregulaminowego wyglądu, jednak kończy się to dzięki bogom na słowach. Od dwóch lat mocno gustuję w jaskrawościach, dlatego miałam już na głowie malinowy róż, turkus lazurowego wybrzeża i, aktualnie, cieszę oczy kanarkowo-zieloną żółcią.
Mogę się pochwalić mikroskopijnymi rączkami i stópkami dziecka. Nie, nie trzymam ich w piwnicy i nie moczę w formalinie. To mój własny dorobek, z którego jestem szalenie dumna przez wzgląd na pewien uznawany tutaj kanon piękna, w który udało mi się chociaż minimalnie wpasować.
Zazwyczaj kryję się pod mundurkiem. Nie jestem z tych, co noszą pod spódniczką szorty swojego chłopca, chociaż pewnie gdybym takowego miała, sensei dostawałby białej gorączki z kolejnego powodu. Z drugiej jednak strony ciężko byłoby mi to osiągnąć wciskając się w męskie spodnie i marynarkę bez wcięcia w talii. Tak – gdybym nie chciała, by ktoś mnie znalazł, nie zrobiłby tego. W godzinach lekcyjnych bowiem paraduję w stroju męskim i jedynie na specjalne okazje przywdziewam spódniczki, czy sukienki. Jestem zdania, że ładnemu we wszystkim ładnie, dlatego nie mam jakichkolwiek oporów przed takimi zabawami. Imię w typie unisex pomaga mi zatajać moją płeć, zaś przed badaniami okresowymi wzbraniam się jak lwica przed sterylizacją. Sama się dziwię, że to jeszcze nie wyszło, a może gabinet pielęgniarski trzyma ze mną niemą komitywę – nie wiem. Dbam o to, by z mojej strony nie było niedociągnięć i póki co, wszystko idzie jak nóż po miękkim masełku. Taki tam ze mnie fatalny błąd wymogów japońskiej mentalności.
Jestem wielką fanką ładnych butów. Sprawiłam sobie za zaoszczędzone pieniądze parę ładnych, czerwonych szpilek rodem z magazynu modowego. Do szkoły ich oczywiście nie noszę, jednak pewnie na randkę startowałabym po każdym piachu i kamieniach, byleby mieć na stópkach ukochane, piękne buty. No i to nie tak, że wyglądam w nich jak gazela po kilku mocniejszych. Umiem chodzić w butach wyższych niż grzeczne lakierki, chociaż jest to wynikiem nie naturalnych predyspozycji błędnika, a wielu prób i bolesnych upadków.
klub: strachow
Dobrze radzę sobie z kaligrafią. Matka od najmłodszych lat uczyła mnie, jak poprawnie zapisywać znaki i jak z dbałością o każdy szczegół tworzyć piękne listy, które stały się coroczną, urodzinową tradycją na jej cześć.
Jestem niezła w sportach… Jak na dziewczynę. Jako, iż przez moje widzimisię ćwiczę w grupie męskiej, zazwyczaj plasuję się albo pośrodku, albo gdzieś nieopodal końca wyników.
Mama nauczyła mnie gotować, bym okazała się w przyszłości dobrą żoną, godną dobrego męża. Nie potrafię oczywiście ugotować wszystkiego, ale nieźle radzę sobie z prostymi potrawami. No i… Ćwiczenia czynią mistrza!
Jestem niezła we wspinaczce na różnorakie rzeczy. Nie chwalę się tym oczywiście… Za dzieciaka właziłam na dachy po nowonarodzone kocięta.
W rekordowym tempie rozpinam stanik jedną ręką! Wprawa po nagłych przebierankach przy powrocie do rodzinnego domu.
Swoją drogą - jestem totalnie w kotach zakochana. Nieważna płeć, nieważna maść i budowa ciałka... Jako kilkulatek chciałam zostać kocią kapłanką w małej kociej świątyni na wyspie. Porzuciłam już ten plan, ale nadal uwielbiam te małe, mruczaśne kuleczki.
Lubię ubarwiać rzeczywistość, jednak nie posuwam się do kłamstw dużego kalibru.
Jestem niezła z historii antycznej i przedpiśmiennej. Moim konikiem są neolityczne figurki "dogu", na temat których dokształcałam się we własnym zakresie.
Jestem w separacji z zielonymi warzywami. Nie lubię zielonej papryki, sałaty, czy kapusty. Z niewiadomych przyczyn, kiedy złapię się na jedzeniu takich w potrawie - łapią mnie niekontrolowane odruchy wymiotne.
Jestem słaba z biologii, co jest zadrą w oku wychowawcy mojej klasy. Cóż, staram się jak mogę.~
Mam paskudne łaskotki na całym ciele, począwszy od pach, po stopy. Ponadto, jestem dość nadwrażliwa na dotyk.
Ścinania włosów boję się jak diabeł wody święconej. Nic na to nie poradzę - kocham je.