Przede wszystkim, Jihyuk nie wygląda jak ktoś, do kogo podszedłbyś bez wahania, by zacząć rozmowę czy zapytać o cokolwiek. To typ człowieka, do którego czujesz niewytłumaczalny, niezrozumiały i właściwie bezpodstawny respekt i obawę przed nim, unikając jak ognia bezpośredniej konfrontacji. Chodzi chyba o tę postawę wiecznej obojętności i znudzenia życiem, a zarazem rozdrażnienia... Jak gdyby jakiekolwiek przewinienie, czy błąd poczyniony przez drugiego człowieka, mógłby być ostatnim, czego ów człowiek by dokonał. Jest cholernie nieprzystępny i raczej nie jest typem gadatliwego rozmówcy. Częściej słucha, przeplatając rozmowę kilkoma potaknięciami. Zabiera głos odrobinę rzadziej, co nie znaczy, że milczy przez cały czas. Uważa jednak, że nie każdy temat wymaga komentarza czy opinii z jego strony i raczej tego unika, gdy nie jest to nikomu potrzebne do życia.
Względnie spokojny i opanowany, chyba że w grę wchodzi jego praca, bo wtedy zmienia się nie do poznania. Niestety, na gorsze. Wśród swoich uczniów uchodzi za zwyczajnie twardego, nie zaczęli jednak jeszcze tytułować go mianem tyrana, co świadczy całkiem dobrze. Jest po prostu ambitny, nienawidzi lenistwa i robienia czegokolwiek na odpierdol i wymaga od swojej grupy zaangażowania i poważnego podejścia do rzeczy. Umiejętności pozwalają mu na traktowanie ich nieco ostrzej, niż w oczach niektórych powinien, lecz Seo ma to w gruncie rzeczy w dupie, bo dobra opinia pozostałych to ostatnie, na czym mu zależy. Nie znaczy to, że jest całkowicie obojętny na innych, nie szanuje ich zdania i jest jakimś popieprzonym egoistą. Kieruje się po prostu dewizą, że nie żyje dla nich i robienie czegoś pod publiczkę, czy dla sympatii drugiego człowieka, to coś, za co prędzej powiesiłby się na sznurówce.
Nienawidzi fałszu, mydlenia oczu oraz owijania w bawełnę. Sam jest dość bezpośredni, żeby nie powiedzieć, że momentami chamski i czegoś podobnego oczekuje od innych. Może nie chamstwa, bo sam też nie rzuca nim na prawo i lewo, obrażając ludzi, ale prosto rzucone zdanie, bez owijania tego w obszerną historyjkę czy zapobiegawcze tłumaczenie to coś, czego naprawdę nie znosi.
Jest dośc nieufnym człowiekiem i nie otacza się sporym gronem ludzi. Nie zwierza się innym, ani nie dzieli informacjami dotyczącymi jego przeszłości. Chwilami nawet zwyczajne rozmowy bywają dla niego trudne, gdy ktoś jest zbyt ciekawski i próbuje wcisnąć nos w nie swoje sprawy nawet dość delikatnie, łagodnie. Uparty jak osioł nie powie mu nic i wyraźnie da do zrozumienia, że to koniec dyskusji.
Od ludzi z jego otoczenia można usłyszeć, że rzadko kiedy się uśmiecha i raczej nie bywa zadowolony czy wesoły. Dopiero ci stali i bliżsi znajomi potrafią rozróżnić i dostrzec te momenty, o które wcale nie jest tak trudno. Uśmiecha się, zdarza się, że nawet kilka razy w ciągu dnia. Bywa, że uprzejmie, jednak spora część z tego to uśmiech podszyty złośliwością lub niewinny sarkazm. Czasem nawet coś go rozbawi i posili się o cichy śmiech. Zdarza mu się wykazać odrobiną dobroci czy złudnej sympatii, lecz nie oczekujcie wiele. W gruncie rzeczy to przecież uczuciowe dno.
Chodzą plotki, że bywa dość impulsywny i zdarza mu się sięganie do agresji słownej czy nawet fizycznej, gdy jest naprawdę wściekły, a ktoś notorycznie poddaje próbie jego cierpliwość. Przeważnie jednak, o ile to prawda, przeznacza tę zbędną energię na taniec lub coś równie wyczerpującego, co do końca wyciśnie z niego całą frustrację. Nie lubi niczego w sobie dusić, ale wylewny przecież nie jest, dlatego wszystkie emocje wyrzuca z siebie poprzez fizyczność. Szeroko rozumianą.
KOREA POŁUDNIOWA, WYSPA JEJUNieobecnym wzrokiem wpatrywał się w resztkę mocnej kawy w filiżance, kątem oka raz po raz spoglądając na starszą siostrę krzątającą się po pokoju, by zrobić obiad. Kompletnie jej nie rozumiał, w końcu mieli służbę, ale gdy ostatnim razem o to spytał, dostał wykład o szacunku do ludzi, więc nie ponawiał tematu.
- Xin jest w ciąży - odezwał się ochryple, wodząc palcem po krawędzi naczynia. Dopiero po paru sekundach spojrzał na siostrę. Wpatrywała się w niego pytająco, przerwawszy wszystko, co robiła do tej pory. Wyglądała jak ich matka za młodu, ostatnio coraz częściej o tym myślał. Może dlatego, że zbliżała się trzecia rocznica śmierci?
- Co powiedziałeś? - padło pytanie. Rzucone całkiem swobodnie, na siłę beztroskim tonem, ale wyczuł ostrzeżenie w głosie. Chyba źle się za to zabrał, ale jak inaczej mógłby to zrobić?
- Qi Yue jest w ciąży. Zaciążyła, wpadliśmy, jest w drugim miesiącu - dodał. Cicho, spokojnie i z przerażającą wręcz całkowitą powagą. Przełknął ślinę. Odliczał sekundy. do... Właściwie czego? Sam nie bardzo wiedział.
Rozległo się głośne szurnięcie krzesłem, na które dziewczyna niemalże się osunęła. Wpatrywała się w młodszego brata praktycznie bez wyrazu, ale była w szoku. Nerwowo splotła dłonie i westchnęła, nie odrywając od Jihyuka wzroku.
- ...Jak mogłeś... - odezwała się cicho, niemal jęknęła żałośnie i ukryła twarz o dłoniach. No jasne, miał 17 lat, był dzieckiem, jak to się mogło stać?
- Noona,... To przecież nie tak, że sobie tego życzyłem - mruknął z urazą. To był cholerny błąd, ale zorientował się już po tym jak padł cios. Policzek pulsował od otwartej dłoni, która nagle na niego spadła. Powinien był to przewidzieć.
- Hyuk! - krzyknęła oburzona, lecz zanim nabrała powietrza i zaczęła tyradę, przerwał jej gwałtownie.
- Nie namawiałem jej do niczego, to nie był gwałt i zabezpieczaliśmy się... To się... po prostu stało - urwał, zaciskając pięść pod stołem. Nie patrzył już na Jinri, bo słuchanie jej tonu było wystarczająco bolesne. Zawód wpisany na twarzy od góry do dołu chyba by go wykończył. - Nie kontroluję świata, jasne? Nie przedziurawiłem tych pieprzonych gumek - warknął nagle w przypływie złość. Siostra milczała, chociaż wyraźnie drgnęła na zmianę tonu głosu. - Zajmę się tym, noona... przepraszam, że spierdoliłem sprawę...
Why the hell are you doing this?
Mężczyzna siedzący w gabinecie kończył właśnie rozmowę telefoniczną z inwestorem, gdy zza drzwi dobiegła go wrzawa. Kobiece wrzaski i przeplatające się męskie okrzyki jakiegoś młodego chłopaka. Doskonale znał ten głos i był prawie pewien, do czego za moment dojdzie, więc w paru słowach zakończył rozmowę i po prostu czekał. Szamotanina za drzwiami potrwała jeszcze parę chwil, po których drzwi gwałtownie się otworzyły, niemalże wypadając z zawiasów. Adrenalina naprawdę zbierała swoje żniwa. W drzwiach stał jego własny syn w całej okazałości, wściekły i dyszący jak po przebiegnięciu dwudziestu kilometrów. Zza niego wychylała się drobnej postury kobieta, jego sekretarka. Spanikowana spoglądała na pracowdawcę i zerkała na chłopaka, dalej próbując go jakoś powstrzymać. Trzymała jego ramię, chyba łudząc się, że cokolwiek zdoła jeszcze zdziałać. Widać nie zdążyła nawet wezwać ochrony... Tego się spodziewał po Jihyuku.
- Przepraszam, panie Seo, naprawdę bardzo przepraszam. Nie chciał mnie posłuchać, próbowałam przemówić mu do rozsądku, naprawdę – tłumaczyła się ze zwrotną prędkością. Była po prostu przerażona... Chłopak za to wpatrywał się w niego nienawistnym wzrokiem, mrużąc oczy, ale jeszcze milczał. Jeszcze.
- Wszystko w porządku, pani Hwang. Co się stało, to się nie odstanie. A teraz może nas pani zostawić samych i odpocząć. Proszę nie łączyć żadnych rozmów... przez najbliższe minuty – odezwał Seo, spoglądając badawczo na syna. Ile zajmie im ta dyskusja? 10, 15 minut? Znając temperament syna, nie obejdzie się bez krzyków. Ale nie podejrzewał, że zdoła przeprowadzić z nim spokojną rozmowę.
Gdy tylko drzwi za kobietą zamknęły się, choć z początku kobieta wcale nie wyglądała na szczególnie przekonaną, czy to najodpowiedniejszy sposób, chłopak poczuł się na tyle pewie, by zrobić krok do przodu. I kolejny.
- CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ? - wyrzucił z siebie zaraz, nie czekając na zaproszenie, by usiadł, czy cokolwiek innego. Złość trząsła całym jego ciałem. Zaciskał pięści raz po raz, a szczękę miał praktycznie białą od zaciskania zębów.
Na mężczyźnie nie zrobiło to jednak najmniejszego znaczenia.
- Dlaczego się unosisz, synu? - odezwał się spokojnym tonem. - Usiądź. Prozmawiamy. I proszę, następnym razem nie taranuj moich sekretarek... - przemawiał jak do dziecka, którym w jego oczach, chłopak właśnie w tej chwili był. Nie spodziewał się pozytywnych rezultatów, ale nie zamierzał też grać według jego zasad. To nie młody tutaj rządził.
- Usiąść? - warknął chłopak, wpatrując się w mężczyznę z niedowierzaniem. - A potem wypijemy razem herbatę i opowiesz mi, CO ZROBIŁEŚ Z QUI YUE?! - zakończył ponownie podniesieniem głosu.
- Qui Yue? Nie rozumiem, do czego się odnosisz, drogi synu... - Na krótki moment spuścił z chłopaka wzrok, po chwili ponownie spoglądając na młodziaka. Zamilkł, znosząc te nienawistne spojrzenie. W ciągu sekundy mógł całkowicie wybuchnąć, a tego mężczyzna nie chciał w swoim gabinecie. - Wyjechała. Zająłem się tym – oznajmił z powagą i wstał od biurka, by je obejść. Nim zdążył stanąć twarzą w twarz z Jihyukiem, jego trafił szlag.
- Wyjechała? GDZIE? GDZIE JĄ WYSŁAŁEŚ? Gdzie ona jest?! - Nie dawał za wygraną chłopak. - Jak mogłeś mi to zrobić?! - wrzasnął, doskakując do ojca. - Zająłeś? Co z nią zrobiłeś? Dlaczego mi ją zabrałeś?! - kontynuował. Głos zaczynał mu się łamać, ale nie przestawał. - Zająłbym się nią. ZAOPIEKOWAŁBYM SIĘ NIĄ I JEJ DZIECKIEM, DLACZEGO MI TO ODEBRAŁEŚ? - wrzasnął, lecz ojciec raptownie przerwał tę tyradę.
- Słyszysz siebie?! - uniósł się, powodując, iż chłopak na krótki moment umilkł. Chciał tylko odpowiedzi, chciał wiedzieć, co stało się z dziewczyną, którą kochał... - Masz siedemnaście lat. Sądzisz, że byłbyś w stanie temu podołać? Bez niczyjej pomocy? Naprawdę uważasz, że dałbyś radę zaopiekować się młodą dziewczyną w ciąży? Zapewnić jej dom, opiekę i jedzenie? Spójrz prawdzie w oczy, Hyuk. Wyświadczyłem ci przysługę. Wyjechała i nigdy więcej jej nie zobaczysz, rozumiesz? Najlepiej o niej zapomnij. Tak jak ona zapomniała o tobie, gdy wręczyłem jej czek i kazałem pozbyć się dziecka. Nawet nie znalazła czasu, by się pożegnać, prawda? - zapytał.
Zaczerwienione oczy nastolatka nie mogły być przypadkiem, ani złudzeniem optycznym. Słowa ojca cholernie bolały, ale przecież to wszystko musiało być kłamstwem, prawda?
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! NIE WIERZĘ! To nie prawda – jęknął, zakrywając uszy dłońmi i zamykając oczy. Zupełnie jak dziecko, które nie chce słuchać nadopiekuńczych rodziców. Tym razem to dziecko miało siedemnaście lat i chciało po prostu znać prawdę... I nie przyjmowało do wiadomości tej, którą usłyszało. Nie zdołał jednak wystarczająco długo nacieszyć się chwilą zakłamanej niewiedzy, bo ojciec złapał go za przedramiona i siłą odciągnął ręce od głowy.
- Odeszła, rozumiesz? Zniknęła z twojego życia. Zapomnij o niej, bo pożałujesz...
- Jihyuk? Jihyuk, braciszku, to nie tak, naprawdę. Zrozum, to twój ojciec. Musiał się dowiedzieć... Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja. - Jinri zbiegała za nim po schodach, niemalże potykając się na nich dwukrotnie, lecz w ostatniej chwili zdołała złapać równowagę. Dopiero przy samych drzwiach złapała go za ramię i gwałtownie od nich odciągnęła. - Jihyuk! - Krzyknęła rozpaczliwie, do milczącego do tej pory brata. Ten jak na zawołanie odwrócił się do niej przodem, strącając przy okazji rękę.
- Jak mogłaś to zrobić? Jak mogłaś mu powiedzieć?! - dość powiedzieć, że chłopak był zgniewany. Był wściekły. Naprawdę nie mógł jej tego wybaczyć. Ale nie dlatego odchodził... Nie potrafiłby spojrzeć w oczy własnego ojca po czymś podobnym. Jak... jak śmiał. - Nie miałaś prawa mu tego mówić. To była MOJA dziewczyna. I MOJE nienarodzone dziecko. Nic nie wiesz, noona. Nie masz pojęcia – wysyczał. Po tych słowach po prostu... wyszedł. Nie odwracając się za siebie. I nigdy więcej nie wrócił.
Choć minęło pięć lat, Qi Yue wyglądała dalej tak samo. Filigranowe dziewczę, poruszające się jakby nad ziemią... Teraz stąpała twardo po ziemi, próbując dogonić niespełna pięcioletniego chłopczyka, który pędził między drzewami z zaskakującą prędkością, śmiejąc się w najlepsze. Nie, teraz nazywała się Hara, a jej syn nosił imię Hyonshi... I miał jego oczy, choć może to umysł podpowiadał mu tę bzdurę, bo przecież obserwował ich z bezpiecznej odległości ławki, na której się ulokował. Przypatrywał się im dyskretnie przez jakieś piętnaście minut, spalając w międzyczasie około trzech papierosów.
Jego ojciec wysyłał jej co miesiąc pieniądze na utrzymanie siebie i dziecka, w zamian za dyskrecję i niekontaktowanie się z nim... Rozumiał to. Potrafił pojąć chęć ochrony dziecka i zaoferowania mu jak najlepszego stratu w życiu. Ale fakt, że nigdy nie będzie miał okazji osobiście poznać własnego syna, bolał niesamowicie...
AMANOGAWADźwięk dzwonka rozległ się po raz trzeci, a mężczyzna przewrócił się niechętnie na drugi bok, uparcie go ignorując. Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na pogawędki, zwłaszcza że jakieś pół godziny temu legł na materac i miał zamiar przespać co najmniej trzy godziny. Co najmniej, bo najchętniej przespałby tydzień.
Dzwonek zabrzmiał ponownie, a Jihyuk powstrzymał chęć rzucenia w niego poduszką, z nadzieją, że rozpieprzy się na kawałki i wreszcie zamilknie. Świadomość, że nie mógłby kupić nowego tak od razu, przeważyła nad zamiarem rozwalenia go. Nie rzucił niczym. Zamiast tego odczekał moment i podniósł się do siadu, przecierając niechętnie twarz. Czuł się jak fatalnie. Wina łóżka, czy migreny?
Nie zdążył dotrzeć do telefonu, nim umilkł całkowicie, choć do pokonania miał zaledwie kilka kroków, lecz nie wrócił natychmiast do łóżka z zamiarem kontynuowania drzemki. Gdzieś tam czaiła się ta niewielka chęć, ale ostatecznie uznał, że skoro już podniósł dupę, to wypadałoby jednak dowiedzieć się, kto, do chuja, przerwał mu odpoczynek.
Zerknął na wyświetlacz i ujrzał nieznany numer, który nie mówił mu absolutnie nic. Nie zastanawiał się zbyt długo, gdy wybierał opcję oddzwonienia. W międzyczasie wrócił na łóżko, by uwalić się na nie z powrotem. Zdążył usłyszeć zaledwie dwa sygnały połączenia i wtedy telefon odebrano.
- Jihyuk? - Głos, który zabrzmiał w słuchawce, był mu na tyle znany, że nawet nie drgnął, gdy dotarło do niego, że po drugiej stronie znajdowała się jego starsza siostra. Przez głowę przemknęło mu tysiąc myśli i setki uczuć, mimo to nie odezwał się tak od razu. - Jihyuk? Błagam, powiedz coś, braciszku...
Nie rozmawiał z nią od... Owszem, odkąd wyprowadził się z domu. Złość na siostrę minęła lata temu, lecz duma nie pozwalała mu zadzwonić, a ona sama nie miała możliwości kontaktu, bo Seo po prostu zapadł się pod ziemię. Wyprowadził się, co miesiąc zmieniał numer telefonu, przez pewien czas w ogóle go nie posiadał i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Znał zdolności ojca, dobrze wiedział, że ten próbował go odnaleźć, bo przecież jak mógłby nie zatęsknić za jednym ze swoich pionków..? Prawdę mówiąc, rozmawiał z nim dwa lata temu. Oznajmił mu wtedy, że nie zamierza wrócić i w każdej chwili może wydziedziczyć się z tej chorej rodziny, jeżeli taka będzie wola staruszka. Po prostu nie chciał go już w swoim życiu, prosta matematyka.
- Noona – westchnął cicho, kładąc dłoń na zamkniętych oczach. - Tęskniłem... - dodał cicho. Naprawdę tak myślał, ale potrzebował sześć lat, by wydobyć z siebie te słowa.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła na dobrą chwilę cisza, którą ostatecznie przerwał krótki, stłumiony szloch siostry.
- Przepraszam, noona – odezwał się, czując minimalne wyrzuty sumienia za stan, do jakiego ją doprowadził. Nie dopuszczał do siebie większej ilości, bowiem mógłby tego nie przeżyć...
▸ Odkąd oznalazł Qi Yue i swojego syna, widział ich właściwie na oczy dwukrotnie. Po drugim razie, gdy istniała szansa zostania przyłapanym, ostatecznie zrezygnował z doglądania ich. Nie chce ingerować w ich życia, jeżeli miałoby to im zaszkodzić;
▸ Nie pamięta, kiedy ostatnio był w poważnym związku. Ma problem z całkowitym zaangażowaniem i oddaniem i... chyba nie traktował swoich ostatnich partnerów wystarczająco poważnie;
▸ Jest zatrudniony jako choreograf w wytwórni, jednak zawodem, który faktycznie uważa za swój, jest nauczanie tańca w grupach dzieciaków z mniej zamożnych rodzin w wynajmowanej przez niego sali. Tak naprawdę nieco possysa w swoim faktycznym zawodzie, jest jednym z choreografów na doczepkę i nie zawsze osiągalnym. To mu przysparza zainteresowania, bo nie tak łatwo jest umówić się z nim na cokolwiek, skoro większość uwagi poświęca dzieciakom, więc ludzie wychodzą z założenia, że jest jakiś niesamowity... Podczas gdy on podjął się pracy w zawodzie głównie dla pieniędzy;
▸ Tańczy w sumie od 5 roku życia. Zaczynał od tańców towarzyskich, a w wieku dwunastu lat przerzucił się całkowicie na nowoczesny. Głównie techniki hip hopowe oraz house. Także tych naucza w swoich grupach. Jego firmowym (?) stylem jest krumping;
▸ Pali jak smok i naprawdę nie potrafi się od tego nałogu uwolnić, chociaż wielokrotnie próbował. Zaczął niedługo po ucieczce z domu i po dziś dzień nagminnie dokarmia swój jeszcze niewyhodowany nowotwór;
▸ To, co działo się między wyprowadzką z domu, a osiedleniem się na stałe w Amanogawie, to właściwie czarna dziura. Sam Hyuk o tym nie opowiada i nie znosi, gdy ktoś o to pyta;
▸ Jada za pięciu. Szkoda tylko, że jego zdolności kucharskie są po prostu przeciętne i jeżeli chce zjeść coś lepszego niż własna kuchnia, musi jadać na mieście.
▸ Pija głównie wysokoprocentowe alkohole, bo (paradoksalnie) dużo szybciej upija się tymi słabszymi;
▸ Jego ramiona pokryte są w całości tatuażami wszelkiej maści, które zaczął sobie robić od momentu, gdy skończył dziewiętnaście lat. Planuje kilka kolejnych, ale na obecną chwilę jeszcze nie zdecydował się całkowicie;
▸ Ma przekłute uszy i, owszem, czasem nosi kolczyki;
▸ Często słyszy, że wygląda na młodszego, niż w rzeczywistości. Mówią też, że wygląda na milszego... No cóż;
▸ Na prawe ucho lekko niedosłyszy, więc bywa, że całkowicie zignoruje to, co się do niego mówi. Czasem z premedytacją, ale gro przypadków to po prostu to, iż zwyczajnie nie usłyszał;
▸ Minimalna wada słuchu w najmniejszym stopniu nie przeszkadza mu w tańcu;
▸ Posługuje się językiem migowym i prowadzi zajęcia taneczne dla osobnej grupy o słabym i umiarkowanym stopniu głuchoty;
▸ Czyta z ruchu warg – dużo łatwiej dogadywać się w ten sposób z ludźmi, w momencie gdy muzyka zagłusza wszystko;
▸ Wraz z kolegami po fachu ma takie drobne, niewinne hobby. Jest to improwizacja rapu i czasem wykorzystują to do występów z grupami na różnorakich zawodach, czy podczas własnych dance battle, w których biorą udział;
▸ Nie lubi przesadnie słodkich zapachów ani smaków;
▸ Wszelkiej maści kawa to jego kolejne, niespecjalnie zdrowe uzależnienie, z którym już nawet nie walczy;
▸ Osobiście chciałby posiadać zwierzaka, ale nie sądzi, by zdołał się nim odpowiednio zaopiekować, dlatego darował biednym stworzeniom tortur z własnej ręki;
▸ Jako nastolatek przez kilka lat, prócz tańca, trenował również capoeirę modernę. Cholernie żałował, że nie miał okazji pojęcia stylu carioca;
▸ Ma sporą trudność w zasypianiu w nieswoim łóżku. Może i nie jest ono zbyt wygodne, ale przywykł na tyle do swojego twardego materaca, że wszelkie zmiany spowodują bezsenność;
▸ Najwyraźniej dalej przeżywa okres buntu, bo od czasu do czasu zdarza mu się wpakować w bójkę, która kończy się kilkoma poważniejszymi urazami ze strony jego jak i przeciwnika. Ale to całkiem dobry sposób na spuszczenie z siebie pary;
▸ W szkole średniej planował studiować medycynę i pewnie ostatecznie by to zrobił, gdyby nie uciekł z domu, a taniec stałby się wyłącznie hobby, a nie sposobem na życie i źródłem utrzymania. Niemniej, nie zrezygnowałby z tego, co ma, gdyby miał taką szansę.