|
| Autor | Wiadomość |
---|
Amanogawa Stan cywilny / Partner : -
| Temat: Bar Sro Sie 26, 2015 2:55 pm | |
| ━ Bar ━
Ostatnio zmieniony przez Amanogawa dnia Czw Gru 31, 2015 5:27 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Hope Ryusaki Wiek : Dwadzieścia jeden lat Narodowość : Amerykańsko-japońska Zawód : Trenerka taekwondo Stan cywilny / Partner : Free and quite happy
| Temat: Re: Bar Pią Lis 20, 2015 9:39 pm | |
| Jako człowiek uwielbiający trunki o złocistym kolorze, Hope była dość częstym bywalcem we wszelakich barach. Ba, bywała w nich niemal równie często, co w skate parku i innych tego typu miejscach, gdzie wyciskała z siebie siódme poty. A nawet jeśli nie w barze, to kupowała sobie puszkę piwa w najbliższym markecie i spitalała z nią do domu, żeby tam wypić w samotności za zdrowie swoje i wszystkich tych dzieciaków, które po udanym treningu już pewnie siedziały w domu i grały na konsolach, opychając się czipsami i popijając dietetyczną colą. I nie można ukrywać, że trochę im tego wszystkiego zazdrościła. Nie licząc tej coli light, fu. Ale wracając. Tym razem również nie mogła oprzeć się szyldowi baru ani śmiechom dobiegającym z wewnątrz lokalu. A że była padnięta po pracy, to nogi same zaciągnęły ją w to miejsce, aby pozwolić jej na odrobinę relaksu z randomowymi ludźmi wokół. Nie miała siły zagadywać nikogo z towarzystwa, które widocznie bawiło się dobrze i bez niej i już idąc w stronę baru wiedziała, że nie będzie się socjalizować ani z grupkami przyjaciół przy stolikach ani z samotnymi panami zapijającymi smutki przy ladzie. Jak zwykle nie pasowała do żadnej z tych grup. Ona była tylko i wyłącznie gościem, który wskoczył na parę sekund na piwo, bo miał stąd blisko do domu i który ulotni się, gdy tylko opróżni kufel. Nie była absolutnie nikim więcej. Nie zapowiadało się na to, żeby miała spotkać tu kogoś znajomego, z kim spędziłaby całą noc na gadaniu o wszystkim i o niczym. Jedyną osobą stąd, którą znała, był barman, który uśmiechnął się do niej, gdy tylko usiadła przy blacie i podał jej to, co zwykle. W odpowiedzi Hope uśmiechnęła się lekko, ale nie odezwała się ani słowem. Nie zwykła wyżalać się wszystkim napotkanym ludziom, jak to robił pan siedzący dwa krzesła dalej. Biedny barman, musiał znosić jego marudzenie i wysłuchiwać o tym, jak faceta rzuciła dziewczyna. Pod tym względem Rogue była prawdziwym aniołem, albowiem musiałaby być naprawdę ostro najebana, żeby otworzyć się przed kimś na tyle, żeby nagle zacząć mu opowiadać o sobie i swoich problemach. Ale nie miała zamiaru aż tak bardzo się upodlić, gdy sięgnęła po kufel i zaczęła powoli opróżniać jego zawartość, kompletnie ignorując wszystkich ludzi wokół i korzystając z chwili spokoju po ciężkim dniu. |
| | | Susan Hawke Wiek : Dwadzieścia trzy lata Narodowość : Australijska Zawód : Dziennikarz/podróżnik Stan cywilny / Partner : Love is a distant aroma at best
| Temat: Re: Bar Pią Lis 20, 2015 11:24 pm | |
| Dziś był ten jeden z dni, kiedy Susan pozwoliła sobie na większy odpoczynek niż zazwyczaj. W końcu w nocy siedziała przy laptopie i kończyła ten cholerny artykuł. Lubiła swoją pracę, ale nienawidziła, gdy nie umiała ubrać myśli w odpowiednie słowa, a późna pora nie pomagała przy pracy. Na całe szczęście następnego dnia mogła sobie. Tym o to sposobem spała do południa, a potem jakoś nie wiedziała co ze sobą zrobić. Przez cały dzień kręciła się z pokoju do pokoju poszukując sobie odpowiedniego zajęcia. Dłuższy czas nie mogła niczego dla siebie znaleźć. W końcu pod wieczór postanowiła się wybrać do baru, bo czemu by nie? Tam będzie głośno, znajdzie masę śmiejących ludzi no i dostanie piwo. Ah, tak! Plan idealny. Nie do odrzucenia czy podważenia. Tak, po tym artykule należy jej się porządny kufel piwa, a tak przynajmniej to sobie tłumaczyła Australijka. Każdy argument był dobry do napicia się kufla dobrego piwa. Weszła do baru, nie przejmując się niczym. Tylko tak nieco mimochodem przeczesała palcami swoje ciemne kosmyki. Takie dziwne przyzwyczajenie. No nic, jej szaroniebieskie oczy przelotnie przeszły po pomieszczeniu. Jej spojrzenie nie spoczęło na nikim na dłuższą chwilę. Nie było po co. Nie zauważyła niczego interesującego.. Nikt ją na razie w barze nie zainteresował i jej zdaniem nie zapowiadało się na to by miała spotkać kogoś znajomego. Jakże miała się w tej sprawie pomylić! Jednak wracając. Podeszła pewnym krokiem w kierunku baru, szukając wzrokiem wolnego krzesła. Zauważyła jeden wolny przy jakimś gościu… Huh… Niet. Nie miała zamiaru wysłuchiwać żalącego się faceta. Tak współczuła w takich momentach barmanom. O, było jeszcze jedno obok jakieś dziewczynie. O, jak miło! Może nadarzy się jakaś mała możliwość do flirtu? Suzy nie miałaby nic przeciwko. W sumie dawno z nikim nie flirtowała. Nie miała na to czasu, no ale teraz się nadarza okazja! Warto by ją wykorzystać. Podeszła, więc do wolnego krzesełka. Zamówiła sobie piwo, po czym spojrzała na nieznajomą, która mimo wszytko była jakaś taka… znajoma? Tak… Ta twarz... Chwila… Chwila. Moment, ona kojarzy tę buźkę! - Rogue -powiedziała uśmiechając się lekko zawadiacko, przy okazji delikatnie klepnęła ją dłonią w plecy, oczywiście w przyjaznym geście. - Kopę lat, co? - rzekła, a chwilę po tym barman przyniósł jej piwo.
Ostatnio zmieniony przez Susan Hawke dnia Sob Lis 21, 2015 4:23 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Hope Ryusaki Wiek : Dwadzieścia jeden lat Narodowość : Amerykańsko-japońska Zawód : Trenerka taekwondo Stan cywilny / Partner : Free and quite happy
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 11:24 am | |
| Hope na prawdę nie była dobrą osobą do flirtu. W tym momencie nie była odpowiednia nawet do rozmowy. Zwyczajnie nie miała ochoty na takie rzeczy. Była samotna w towarzystwie wielu ludzi i jej to pasowało. Przywykła do takiego stanu rzeczy, do takiego bycia ponad wszystkim wokół i nie przejmowania się innymi. Tylko ona i jej kufel piwa, a potem mieszkanie i filmy na Netflixie... Ta, chciałaby. Z zamyślenia wyrwał ją bowiem dotyk na plecach. Automatycznie spięła się, gotowa do walki lub ucieczki, jak zwierzę otoczone przez kłusowników. Jednak usłyszawszy swoją ksywę, nieznacznie się rozluźniła. Tylko nieznacznie, albowiem ktoś naruszył jej strefę prywatną. To nie do pomyślenia. Odsunęła kufel od ust i spojrzała w stronę kobiety. Nawet nie zauważyła, gdy ta przysiadła się tuż obok, tak bardzo pochłonęło ją zajmowanie się sobą i izolowanie od reszty baru. Zlustrowała dziewczynę wzrokiem od stóp do głów, dokładnie w takiej kolejności. Dopiero po chwili załapała, że już nie musi się stresować ani uciekać. Susan była ostatnią osobą, przed którą mogłaby zwiewać. -O, pani redaktor- mruknęła zaskoczona, widząc znajomą twarz wiele kilometrów od miejsca, gdzie widziały się po raz ostatni. Na całe szczęście, tym razem i okoliczności były całkowicie inne, chociaż łączył je jeden, drobny szczegół- alkohol. To dzięki niemu niejako się poznały i dzięki niemu spotkały się teraz. Życie zatacza krąg, historia się powtarza i takie tam. -Jaki ten świat mały...- dodała zaraz, obracając się przodem do swojej rozmówczyni. Oczy jej się lekko zaświeciły i kąciki jej ust poszły nieznacznie w górę, ale nie bardziej, niż to konieczne. Jak zawsze ostrożna i oszczędna w uczuciach, nawet w towarzystwie ludzi, którzy już kiedyś widzieli ją w stanie absolutnego załamania i wiedzieli o niej więcej, niż przeciętny przechodzeń na ulicy. -Co tutaj robisz? Pracujesz czy już ci się to znudziło i zamieszkałaś w takim popierdolonym kraju jak ten, bo znalazłaś jakiegoś świetnego Japończyka?- zapytała, opierając się łokciem o blat baru i podpierając dłonią policzek. Czyli jednak plan wrócenia w spokoju do domu o w miarę normalnej godzinie poszedł się chędożyć, ale dziewczyna jakoś nie wyglądała na szczególnie załamaną z tego powodu. |
| | | Susan Hawke Wiek : Dwadzieścia trzy lata Narodowość : Australijska Zawód : Dziennikarz/podróżnik Stan cywilny / Partner : Love is a distant aroma at best
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 12:54 pm | |
| Susan raczej się ogarnęła, że z flirtu nici. W końcu uwieść to mogła kogoś obcego, a nie osobę która trochę znała. Zwyczajnie trochę głupio by się czuła i tyle. Z resztą czuła też do tej dziewczyny jakąś potrzebę wsparcia i opieki do tak słabo znanej jej osoby. Sama w sumie nie wiedziała skąd się to u niej wzięło… Może z powodu właśnie tych szczątkowych informacji? Nie mogła też zaprzeczyć, że Hope ją w jakiś sposób nie intrygowała. Tak, ciekawiła ją ta nutka tajemniczości w młodszej kobiecie. No ale co jej się dziwić? Była dziennikarką i podróżniczką, ciekawość była niezbędna do jej fachu. Ups, no tak zapomniało jej się. Dziewczyna już przy ich pierwszym spotkaniu odczuwała wielką niechęć co do dotyku. Uśmiechnęła się przepraszająco. Huh… Ona się serio zastanawiała czego to był wpływ. Czy dawniej ją ktoś bił? Może została zgwałcona… Licho wie. W sumie po tym co usłyszała o środowisku w jakim wcześniej kręciła się jej towarzyszka mogła się spodziewać wszystkiego. Ech… Trochę się niezręcznie poczuła, gdy Rogue tak uważnie jej się przyglądała. Jednak nic na to nie powiedziała. Grzecznie czekała na kolejną reakcje ze strony dziewczyny. Nadal na jej ustach widniał ten lekko zawadiacki uśmieszek. - Pani redaktor tak sztywnie brzmi… - mruknęła, krzywiąc się delikatnie. Nie przepadała, gdy ktoś poza sprawami służbowymi tak do niej mówił. To nie tak, że nie lubiła swojej pracy czy coś. Nie, co to to nie. Tu właśnie raczej chodziło o fakt, że to tak bardzo sztywnie brzmiało, a Susan nie należała do sztywniaków. Nie, to był bardzo pozytywnie nastawiony do życia człowiek. W sumie to zabawne, że po raz kolejny do ich spotkania przyczynił się alkohol. Dobrze, że przynajmniej tym razem sytuacja nie była podobna do tej pierwszej. Oczywiście jeśli Hope znów wpadła w kłopoty Hawke bez wahania znów by pomogła tej dziewczynie. Tak po prostu, nie oczekując nic zamian. Zaraz się cicho zaśmiała. Nie, nie wyobrażała sobie by jakiś facet, tym bardziej Japończyk, był w stanie zniechęcić ją od podróży. Po pierwsze ona je zbyt kochała. Po drugie mimo wszystko była dość specyficznym i butnym typem, lubiła pokazywać swoją racje, a nie każdy mężczyzna był w stanie wytrzymać kobietę z takim charakterem. Jej poszarzałe ślepia były skupione na towarzyszce. - Praca. Mnie by miał ktoś na dłużej ‘udomowić’? Nie… Nie ma tak łatwo - powiedziała. Zaraz napiła się spory łyk alkoholu. - A ty co tu robisz, hm? Wszystko okej? - spytała, odstawiając kufel na blat. W drugim pytaniu można było wyczuć nutkę jakby… troski?
Ostatnio zmieniony przez Susan Hawke dnia Sob Lis 21, 2015 4:22 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Hope Ryusaki Wiek : Dwadzieścia jeden lat Narodowość : Amerykańsko-japońska Zawód : Trenerka taekwondo Stan cywilny / Partner : Free and quite happy
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 1:37 pm | |
| Gdyby tylko Hope wiedziała, że ktoś się o nią w pewien sposób troszczy... Prawdopodobnie nie przejęłaby się tym za bardzo, ewentualnie uznałaby to za kumpelstwo z litości. Okej, może zrobiłoby jej się trochę milej na jej skamieniałym i popękanym serduchu, gdyby wiedziała, że jest ktoś, kto zawsze może jej pomóc i wysłuchać, ale to nadal był tylko kolejny z tych ludzi, którzy sami nie wiedzą, w co się pakują. Już raz kogoś straciła w ten sposób i za nic nie chciałaby tego powtarzać. Dlatego nauczyła się dystansować i nie przywiązywać do nikogo. Dlatego też nigdy nie zadzwoniła do Susan po tym, jak widziały się ostatni raz ani nie powiadomiła jej o tym, że wszystko jakoś się ułożyło. W końcu to tylko jeden z wielu ludzi, których napotkała na drodze i których już miała nigdy nie spotkać, nikt więcej. -Sztywna robota równa się sztywnemu przydomkowi, pani redaktor- odmruknęła z tym samym delikatnym uśmieszkiem na twarzy. No dobra, to nie była sztywna robota. A przynajmniej podróżowanie nie było sztywne. Co innego siedzenie w domu i opisywanie minionych wypraw, to musiało być żenująco nudne. Amerykanka trochę zazdrościła jej tych wyjazdów, odkrywania nowych miejsc i takich tam... W życiu była jedynie w kilku miastach, z przerwami na krótkie wypady na łono natury. Jej skromna pensja, nawet w połączeniu z pozostałościami po otrzymanym spadku, nie pozwalała jej na zbyt długie i odległe wojaże. -I dobrze. Japończycy to w większości idioci- odpowiedziała i w ślad za swoją towarzyszką, upiła trochę piwa. Nie żeby miała jakieś miłosne doświadczenia z tutejszymi panami. Swoje wnioski opierała na znajomościach z miejscowymi i niejako na tym, co wiedziała o swoim ojcu. Zaraz wbiła czujne, szare ślepia w Susan, przez sekundę zastanawiając się nad odpowiedzią. -Aktualnie to siedzę i piję- odpowiedziała i skinęła kuflem w stronę kobiety. -No co mogę tu robić? Mieszkam, pracuję, jakoś żyję- dodała lakonicznie i wzruszyła ramionami. -I nie, nie odpierdalam żadnych idiotyzmów, jeśli o to ci chodzi- uściśliła po chwili, uważnie przyglądając się Susan. Nadal było to częściowym kłamstwem, bo nie raz zdarzało jej się zrobić coś głupiego, ale te drobne wybryki nawet w połowie nie dorównywały temu, co robiła w przeszłości. Nie handlowała niczym, nie upijała się w trupa, nie biła się poza pracą, jeśli nie miała poważnego powodu... No anioł. Może i upadły, ale przynajmniej próbowała się podnieść i nareszcie znormalnieć, aby już nikt nie musiał przez nią cierpieć. I żeby sama też już nie musiała się martwić o to, czy przeżyje kolejny dzień, ale to już inna sprawa. Sama nie miała za wiele do stracenia, w przeciwieństwie do wielu ludzi, którzy ją otaczali. Nie chciała, aby któryś z nich zaćpał się albo został zabity z jej winy, rozumiecie. |
| | | Susan Hawke Wiek : Dwadzieścia trzy lata Narodowość : Australijska Zawód : Dziennikarz/podróżnik Stan cywilny / Partner : Love is a distant aroma at best
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 4:20 pm | |
| Hawke nie kumplowała się z ludzi z litości. Taka relacja mogłaby być strasznie sztuczna i sztywna, a ona czegoś takiego nie lubiła. Dla niej szczerość była ważna i ta w człowieku i w relacji między nią, a nim. Jak już z kimś się kumplowała to naprawdę musiał on albo ona przypaść do gustu. No i raczej nic nie poradzi na to, że wobec ludzi, których darzyła sympatią czuła potrzebę wsparcia i pomocy. Ona już tak była i nie zapowiadało się aby Suzy miała się zmienić. Nie wiedziała w co się pakuje? Trudno, Susan był aprzyzwyczajona, że ciągle się pakuje w jakieś kłopoty z powodu swoich zazwyczaj w pośpiechu wybieranych decyzji. Co do tej sprawy z telefonem. Cóż martwiła się faktem, że dziewczyna nie dała znaku życia. Była jednak świadoma, że nie powinna się też zbytnio pchać w jej życie. Każdy żyje jak chce, nie? Sama zrobiła to co mogła dla Hope i nie powinna być bardziej upierdliwa, prawda? Takie upierdliwe zachowanie mogło źle wyglądać. Z resztą sama nie przepadała za tym jak ktoś pchał się z buciorami do jej życia. - Nie mam sztywnej roboty, Rogue. Sztywną pracę to mają ludzie w drapaczach chmur - mruknęła, marszcząc delikatnie czoło. Ona miała niby nudną prace? Dobry żart! Poznała sporo ludzi i widziała więcej miejsc niż nie jeden człowiek. Może czasami opisywanie tego nie było tak bardzo fascynujące jak poznawanie tego to jednak nadal kochała swoją robotę i nie zamieniła by jej na żadną inną. Chyba musiała by się mocno pierdolnąć w głowę aby wpaść na tak idiotyczny pomysł. - Są na pewno dość… - urwała na moment, zastanawiając się jakiego słowa najlepiej użyć. - specyficzni - zdecydowała się w końcu. Susan ogólnie uważała Japończyków za specyficznych ludzi, choć poznała już ich masę, to jednak ogólnie Azjaci ciągle ją zaskakiwali swoją pomysłowością, nie zawsze pozytywnie. Grzecznie wytrzymała to spojrzenie Rogue. Wyczuła, że dziewczyna jest jakaś niepewna. Choć nie rozumiała tego podejścia. Hawke przecież nie miała zamiaru jej zrobić niczego złego. - Chodziło mi raczej tak ogólnie, a nie w danej chwili. Ciekawiło mnie skąd tu się wzięłaś. W końcu z USA jest kawałek stąd - powiedziała. Zraz przeczesała palcami kosmyki włosów, a następnie pomasowała kark. Zaraz się przyjacielsko uśmiechnęła. Pomimo tej lakonicznej wypowiedzi cieszyła się, że dziewczynie się ułożyło. W końcu wtedy tak marnie wyglądała... - Raczej nie o idiotyzmy. Cieszę się, że ci się ułożyło - powiedziała szczerze. Tak ufała, że dziewczyna powiedziała jej prawdę. Nie czuła potrzeby szukać drugiego dna w je wypowiedzi. Bardziej uważnie wybierała informacje od ludzi przy pisaniu artykułów. Przy tym było trzeba uważać, a Hope po prostu ufała. |
| | | Hope Ryusaki Wiek : Dwadzieścia jeden lat Narodowość : Amerykańsko-japońska Zawód : Trenerka taekwondo Stan cywilny / Partner : Free and quite happy
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 7:41 pm | |
| Zaśmiała się krótko. Specyficzni... Tego im nie można odmówić. Nikt inny nie ma takich porąbanych pomysłów i w żadnym innym kraju ludzie nie tworzą cukierkowych komiksów z ośmiornicami atakującymi małe dziewczynki. Oczywiście, nie można im odmówić fantastycznej kultury i tradycji, niesamowicie rozwiniętej technologii i takich tam, ale jednak większość ludzi kojarzy Japońców z tej dziwnej, głupkowatej strony. Co kraj, to tradycje. Amerykanie też mają swoje głupie zwyczaje, które Żółtkom się mogą nie podobać. -To dość delikatne określenie, ale niech ci będzie. Są specyficzni- odpowiedziała. -Ale trzeba przyznać, że piwo mają dobre. Nawet jeśli nie swoje, to to importowane jest niezłe- dodała zaraz i upiła trochę ze swojego kufla. To było całkiem przyzwoite. Pijała lepsze, ale nie miała zamiaru wybrzydzać, póki zawartość naczynia nie smakuje jak psie szczyny. Tudzież szczyny Japończyka, bo po Azjatach to się można wszystkiego spodziewać. Niepewna? Przy Susan wydawała się dość... zrelaksowana. Naprawdę. Dalej zachowywała czujność, ale bez zbędnej przesady. Na swój sposób ufała tej kobiecie, chociaż może to nieco za duże słowo. Wiedziała, że przy niej może sobie pozwolić na nieco więcej, bo poznały się już wcześniej i to w takim momencie, że jakiekolwiek udawanie tego, jakim się jest, byłoby zwyczajnym okłamywaniem siebie i towarzyszki. Co nie zmieniało faktu, iż Rogue miała przed nią jeszcze całą masę mniejszych lub większych sekretów, którymi nie chciała się dzielić, coby jej całkiem nie zrazić do swojej osoby. Już podczas ich pierwszego spotkania stało się na tyle dużo, żeby Suzy nie patrzyła na nią jak na typowego, nudnego mieszkańca z dobrego towarzystwa, lecz na śmiecia, który miota się po świecie i ma na łbie więcej problemów, niż większość swoich rówieśników. A propos miotania się po świecie... -Dostałam trochę pieniędzy i mieszkanie w Japonii, więc tu jestem. Chyba nie przeszkadza mi taka odległość od Ameryki- odrzekła. Prawda jest taka, że nie należała do patriotów. Nie widziała niczego szczególnego w kraju, który gnoił ją od urodzenia i który nie dał jej absolutnie niczego prócz solidnego wpierdolu. Jedyne, dzięki czemu mogła chcieć tam wracać, to swojego rodzaju przywiązanie do miejsc i paru ludzi, których poznała. Nic więcej. Zaraz poczuła nagły zew swojego tytoniowego nałogu, to też wyjęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów, wyjęła jednego i wsadziła go sobie do ust. Próbowała wynaleźć też zapalniczkę, ale z marnym skutkiem. Musiała jej wypaść, gdy przebierała się po treningu... -Kurwa- mruknęła pod nosem i spojrzała na Suzy. -Nie masz może zapalniczki? Przesiałam gdzieś swoją, a podróżnicy chyba powinni mieć takie rzeczy przy sobie, nawet w cywilu- dodała, kładąc paczkę na blacie, w razie jakby jej towarzyszka też chciała się poczęstować rakiem płuc. |
| | | Susan Hawke Wiek : Dwadzieścia trzy lata Narodowość : Australijska Zawód : Dziennikarz/podróżnik Stan cywilny / Partner : Love is a distant aroma at best
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 8:32 pm | |
| A nie miała racji? Ba, że miała Japończycy byli serio specyficznym narodem, nawet jeśli bardzo dobrze rozwiniętym technologicznie. Zaraz pokiwała głową na znak zgody. - Ano nie najgorsze - przytaknęła jej, po czym upiła kolejny łyk złocistego trunku. Sama piła różne piwa, lepsze i gorsze, a to się zaliczało raczej do tych lepszych. Na moment oderwała spojrzenie od swojej towarzyszce i rozejrzała się po pomieszczeniu. Znów jednak nic jej nie zaciekawiło, więc poszarzałe ślepia przeniosła z powrotem na Hope. Trudno jej było ocenić jednoznacznie jaka była przy innych, a przy niej. W końcu nawet przy obserwacjach pewne stałaby gdzieś z boku i jej udziału w całej sprawie nie dałoby się pominąć, nie? Mimo wszystko nadal się zdawała się jej, że Hope czuje się nieco nieswoja. Ciemnowłosa jednak nie miała jej tego za złe. Nie dziwiła się w ogóle niepewności dziewczyny do ludzi. Była świadoma, że takiego postępowania nauczyło Rogue życie. Zostało jej po prostu ją powoli i małymi kroczkami coraz bardziej ją do siebie przekonywać. W końcu miło by mieć tu jakąś bliższą osobę z którą można było od czasu do czasu porozmawiać, nie? A tak szczerze? Nie widziała w Hope śmiecia. Po prostu zagubionego dzieciaka, który w pewnym momencie zbłądził. Nie patrzyła na nią przez to krzywo. Sama w swoim czasie nieco zabłądziła i zrobiła kilka głupich rzeczy. Ze skupieniem wysłuchała jej słów. - Rozumiem - powiedziała po wysłuchaniu jej wypowiedzi. W sumie rozumiała nieco ten brak przywiązania towarzyszki do swojego kraju. Sama była raczej włóczykijem. Choć ona mi wszystko wracała zawsze wcześniej czy później do swojego rodzinnego miasta. Po prostu była do niego przywiązana i nic tego nie mogło zmienić. Nawet jakieś głupie zapewnienia ze strony Susan. Przyglądała się ze spokojem poczynaną dziewczyny. Nie miała jej zamiaru pod tym względem matkować. Dodatkowo nie przeszkadzało jej, że Rogue paliła. Byłaby chyba hipokrytką, gdyby było wręcz przeciwnie. W końcu jej samej zdarzało się palić. To w sumie nieco komiczne, patrząc na fakt, że Australijka regularnie uprawiała sport. Jednakże jej też się należał jakiś sposób odstresowania, prawda? A nikotyna była w miarę szybkim i dostępnym środkiem. Susan przynajmniej nie była taka głupia by na przykład ćpać. - Gdzie i czy ładna? - postanowiła zażartować. Ba, może uda jej się rozluźnić nieco tę atmosferę . Zaraz się krótko zaśmiała. - A co ja prywatna skrzynia fantów, że powinnam mieć przy sobie wszystko, hm? - zażartowała znów, pakując dłoń do jednej z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. - No ale masz farta. Zapalniczkę mam - powiedziała, po czym wyjęła z kieszeni zapalniczkę i położyła ją na blacie. |
| | | Hope Ryusaki Wiek : Dwadzieścia jeden lat Narodowość : Amerykańsko-japońska Zawód : Trenerka taekwondo Stan cywilny / Partner : Free and quite happy
| Temat: Re: Bar Sob Lis 21, 2015 10:02 pm | |
| Przekonywać małymi kroczkami... haha. Nie był to głupi pomysł, ale Suzy naprawdę nie wiedziała, w co się pakowała. Obchodzenie się z ludźmi po przejściach, którzy nie ufają ludziom, jest trudne. Cholernie trudne. Plusem było to, że Hope już częściowo jej zaufała, ale dalej pozostawiało to wiele do życzenia. Musiałoby minąć naprawdę wiele czasu, żeby zrobić sobie z Rogue przyjaciela. O ile do tego czasu Amerykanka by nie spierdoliła stwierdziwszy, że ta relacja zaczyna się robić zbyt bliska albo Susan doszłaby do wniosku, że jej się nie chce i to nie ma sensu. Naprawdę, Hope wcale by się nie zdziwiła, gdyby pewnego dnia jej znajoma zniknęłaby bez słowa i nie odezwała się więcej. Już wiele razy przeżywała coś takiego i prawdopodobnie nie zrobiłoby to na niej większego wrażenia. Chyba, że przez ten czas stałyby się sobie na tyle bliskie, żeby jej serce doszło do wniosku, że jednak trochę mu żal, ale póki co w ogóle nie podejrzewała, iż coś takiego mogłoby się kiedykolwiek stać. W rozumowaniu Rogue, palenie nie było niczym złym. Może i osłabiało płuca, przez co jej kondycja coraz bardziej podupadała, ale było to też czymś, co niejako ją rozluźniało. Póki to dawało jej ukojenie, nie mogło być aż takie złe. Nikt w życiu nie nauczył jej, że palenie może komuś przeszkadzać albo czasami nie wypada. Tak samo było z klnięciem. Nie miała matki, która by ją za to skarciła, a w towarzystwie dzieciaków w sierocińcu i współwięźniów, takie zachowania były absolutnie normalne i akceptowalne. -Paskudna. I na moje oko, dość chujowa- burknęła, uśmiechając się nieco tajemniczo. Na następne słowa swojej towarzyszki jedynie wzruszyła ramionami. Kolejne przyzwyczajenie z ulicy- pytanie wprost o to, czego potrzebowała. Czy to zapalniczka, koka czy truskawkowe lizaki, ona zapytałaby się równie bezpośrednio, bez większego skrępowania, albowiem ludzie na ulicy są dla siebie jak rodzina. Gotowa wbić ci nóż w plecy i poderżnąć gardło w razie sprzeczki, ale nadal rodzina. -Dzięki- odpowiedziała, zgarniając zapalniczkę z blatu i przytknęła ogień do krańca fajki. Nawet nie zdążyła się porządnie zaciągnąć, a barman zwrócił się w jej stronę z niezadowoloną miną urażonego dzieciaka. -Tutaj nie można palić, proszę wyjść na zewnątrz- powiedział Japończyk swoją łamaną angielszczyzną, która nadal brzmiała cholernie japońsko. Dziewczyna uniosła na niego wzrok i wbiła w niego beznamiętne spojrzenie ciemnych ślepi. -Nawet nałogowcowi i stałemu klientowi pożałujesz?- rzuciła w jego stronę, widocznie nie przejmując się za bardzo stanowczością barmana i czekając, aż ten zmięknie. Nie zdążyła, albowiem poczuła palce zaciskające się na jej ramieniu i głos drugiego mężczyzny. -Nie słyszałaś pana? Gaś ją albo wyjdź- powiedział facet i w tym momencie Hope musiała mieć już dość nadmiernej bliskości kolesia chuchającego jej na kark, bo zeszła z krzesła, odwróciła się w stronę Japończyka i wyćwiczonym ruchem pchnęła go i tym samym powaliła na deski, nie robiąc mu przy tym większej krzywdy. -Pierdol się- mruknęła niezadowolona, że musiała się tak bardzo natrudzić i przerwać rozmowę z Suzy. Zwilżyła dwa palce i zgasiła nimi żarzącego się papierosa i już chciała zaproponować Australijce wyjście z lokalu, gdy dostrzegła kolejnego, lekko wciętego agresora idącego w ich stronę, podczas gdy ten pierwszy już się podnosił i szedł w stronę drzwi, żeby uniemożliwić im wyjście. Hm. Chyba właśnie wpakowała je w niezłe gówno. W tym przekonaniu utwierdził ją facet, który jak gdyby nigdy nic rzucił się na nią z pięściami. Tak rzucać się na kobietę... Doprawdy, zero kultury. |
| | | Susan Hawke Wiek : Dwadzieścia trzy lata Narodowość : Australijska Zawód : Dziennikarz/podróżnik Stan cywilny / Partner : Love is a distant aroma at best
| Temat: Re: Bar Nie Lis 22, 2015 12:48 pm | |
| Człowiek zazwyczaj nie wie w co się do końca pakuje. Nic nie dało się przewidzieć w 100%. Zawsze pójdzie coś nie tak. I trudno wiedzieć w co się człek pakuje, jeśli do końca nie wie wszystkiego. Oczywiście, że to był w miarę rozsądny pomysł. Ciemnowłosa była całkiem bystrą przedstawicielką płci pięknej. Zazwyczaj na dobrą przyjaźń trzeba sobie zapracować, czyż nie? Z resztą Susan była dziwnym człowiekiem lubiącym wyzwania, a Rogue ją cholernie intrygowała. No i trzeba dodać tą dziwną ochotę do pomocy i obrony tej ledwo znanej sobie dziewczyny. Na razie Susan postanowiła spróbować. Co z tego wyjdzie? Nikt raczej nie wiedział. Może zrezygnuje Susan może Hope, a może sprawa rozwinie się całkiem inaczej niż obie panie przypuszczają? Nikt nie wie jak to się potoczy, życie bywa nie do przewidzenia! Los bywa dziwny. Po prostu trzeba było poczekać na powolny rozwój sytuacji. Tak, trudno widzieć błędy w swoim zachowaniu jeśli człowiek w dzieciństwie nie miał żadnych dobrych wzorów w różnorakiej postaci. Susan była tego świadoma. Australijce poszczęściło się nieco. Miała przez długi czas wzór w swoich rodzicach. To oni nauczyli jej wielu rzeczy, wpoili pewne zasady. Teraz odnajdywała cechy godne naśladowania w ludziach, których spotykała. Jednak nie zmieniało to faktu, że Susan nadal potrafiła odwalić coś mega nieodpowiedzialnego. W końcu nadal była człowiekiem, prawda? - Szkoda - powiedziała z teatralnym wręcz smutkiem w głosie i wymalowanym na twarzy. Zaraz jednak na jej buźkę wrócił uśmiech. Przecież nie będzie udawać cały czas smutku. Tym bardziej, gdy nie było ku temu powodu. Takie zachowanie Hope miało swoje wady i zalety. Z jednej strony wszystko było jasne i klarowne, z drugiej czasami mogło być krępujące i nie na miejscu. Wszystko ma wady i zalety. - Nie ma za co - rzuciła mimo chodem. Zaraz przeniosła wzrok na barmana, gdy ten przemówił do Rogue. Nic nie powiedziała. Grzecznie czekała, na razie postanowiła się nie wtrącać. Po prostu nie czuła takiej potrzeby. W ciszy wyczekiwała na rozwój sytuacji, choć po tym jak dziewczyna wstała domyślała się co się zaraz stanie. Westchnęła cicho. Ech… Ci niektórzy Japończycy to byli naprawdę nad wrażliwi. Hm… A może to ona była nazbyt tolerancyjna? Licho wie. Czyli jednak w pewnym sensie powtórka z rozrywki. Tylko z tą małą różnicą, że jej towarzyszka tym razem nie była mocno podchmielona. W sumie to w jakiś sposób było komiczne, że ich spotkanie po latach miało wyglądać nieco jak to pierwsze. Pewnie, gdyby Hawke miała moment do zastanowienia to nie wiedziałby czy się śmiać czy płakać. Przymknęła lekko powieki, gdy usłyszała jak facet ląduje na twarz na ziemie. Auć, mimowolnie i delikatnie się skrzywiła. Jakoś tak od razu po tym sama zeszła z krzesła i stanęła obok Rogue, coś jej po prostu kazało to zrobić. Jej spojrzenie szybko omiotło całe pomieszczenie. Zobaczyła kolejnego idącego w ich stronę. Gdy tamten postanowił się rzucić z pięściami na Hope, Hawke zareagowała jakoś tak instynktownie. Stanęła w pozycji do ataku przed dziewczyną i nieznajomym i nim tamten zdążył zadać cios, przywaliła mu z pięści w nos. Facet od razu jęknął z bólu, złapał się za nos i lekko skulił. Australijka od razu z tego skorzystała i poprawiła mu jeszcze z kolana. Mężczyzna upadł na ziemie, a kobieta odsunęła się kawałek od niego. Patrząc na agresora, próbowała uspokoić oddech. Dłonie nadal miała zaciśnięte w pięści. |
| | | Hope Ryusaki Wiek : Dwadzieścia jeden lat Narodowość : Amerykańsko-japońska Zawód : Trenerka taekwondo Stan cywilny / Partner : Free and quite happy
| Temat: Re: Bar Nie Lis 22, 2015 1:49 pm | |
| I teraz właśnie Suzy miała idealny przykład tego, jaka jest Hope. Nie dość, że tajemnicze to takie i niczego się z niego nie wyciągnie, to jeszcze jest nerwowe i przewrażliwione na punkcje niektórych kwestii. Hej, nie dość, że te Japońce próbowały naruszyć jej prawo do wolności (na które była dość uczulona, jak każdy Amerykanin i człowiek, który dawniej nie zaznał za dużo wolności), to jeszcze perfidnie szukał zwady. Pomijając to, że naruszył jej świętą przestrzeń osobistą z powodu jebanego papierosa. Trzeba było mu pokazać, gdzie jest jego miejsce, albowiem Rogue nie zwykła dawać za wygraną ani odpuszczać komukolwiek, nie pokazawszy mu wcześniej, że nie jest zabawką do pomiatania i rozstawiania po kątach. Ech, ta Susan będzie miała z nią masę problemów. A to i tak była lżejsza wersja tego, jaka Hope była w przeszłości, bo teraz przynajmniej starała się hamować i rozwiązywać sprawy pokojowo, gdy było to możliwe. Ale gdy ktoś ewidentnie przesadzał i jeszcze wplątywał w to któregoś z jej znajomych, nie można było odpuścić. Chciała się sama obronić, bo w końcu taki był jej zawód, ale nie zdążyła za sprawą Hawke. Czujnie obserwowała akcję przeprowadzoną przez Australijkę, gotowa pomóc w razie potrzeby, ale nie wyglądało na to, żeby jej interwencja była w ogóle potrzebna. Usłyszała za to krótki okrzyk kolesia stojącego dotychczas przy drzwiach, który teraz niebezpiecznie się do niej zbliżał. Poczekała, aż ten sam zaatakuje, żeby nie było, że sprowokowała niepotrzebną bójkę, tak żeby uspokoić własne sumienie i zachować jedną z podstawowych zasad, aby samoobrony używać do obrony przez napastnikiem, nie do wywoływania burd i atakowania. Gdy tylko Japończyk wyciągnął łapę, próbując chwycić ją za bluzę, dziewczyna zwinnym ruchem odtrąciła jego rękę i odsunęła się o pół kroku, żeby po chwili chwycić go pod pachy, pociągnąć tak, żeby zgiął się w pół i kilkoma ciosami powalić go na podłogę tuż pod barem, za którym barman już wzywał policję. Nim zdążyła się wyprostować i zaproponować Susan ucieczkę z tego miejsca, zauważyła kolejnego napastnika (jakiś nindża, skoro nie dostrzegła go wcześniej), który zadaje jej towarzyszce prawego prostego. Co tu się kurwa dzieje. Na to pytanie nie byłby w stanie odpowiedzieć nawet najmądrzejszy z filozofów, ale pewnym było, że coś trzeba z tym zrobić. Przeszła nad powalonym przed chwilą Japończykiem i odsunęła agresora od Suzy. Całe szczęście, że ten ledwie się trzymał na nogach, taki był wstawiony, więc wystarczyło tylko nadzianie go na blat baru, a potem mocne pociągnięcie go do tyłu, żeby ten padł jak długi. Dopiero teraz mogła się zwrócić do swojej towarzyszki. -Nic ci nie jest? Żyjesz?- zapytała, odciągając ją od baru i prowadząc w stronę wyjścia. Tutaj zdecydowanie nie było bezpiecznie, tym bardziej, że w każdej chwili mogły wpaść gliny w celu spisania zeznań. O ile będzie im się chciało przyjeżdżać do kolejnej burdy w tym lokalu. Uściślijmy- to wcale nie Hope wywoływała poprzednie, naprawdę! |
| | | Susan Hawke Wiek : Dwadzieścia trzy lata Narodowość : Australijska Zawód : Dziennikarz/podróżnik Stan cywilny / Partner : Love is a distant aroma at best
| Temat: Re: Bar Nie Lis 22, 2015 6:01 pm | |
| Ona już miała trochę świadomości jakim typem jest Hope. Mimo to dalej nic do niej nie miała i chciała się zakumplować. Dziwne, co nie? Podobno powinno się o swoje walczyć. W sumie Hawke też była osobą dla która jej racja była bardzo ważna. O swoje walczyła i tyle. No i raczej nikt nie lubił jak ktoś nim pomiatał. Susan nie należała do wyjątku. Byle komu nie pozwalała z siebie robić popychadła. No i jakby nie patrzeć to Susan wpadała nie raz w bójki z powodu samej siebie, bo po pijaku: ktoś ją wkurwił krzywym spojrzenie, ktoś miał czelność coś źle powiedzieć i tym podobne. Choć było przyznać, że na trzeźwo Australijka była nieco bardziej rozważna i skora do spokojne rozmowy by rozwiązać spór. No co miała biedna Susan poradzić, że jakoś tak jej mózg postanowił zadziałać instynktownie? Zrobiła to co jej kazał instynkt, czyli obrone znajomej osóbki. No, ładnie uporała się z przeciwnikiem. Brawa dla niej. Rogue w tym czasie uporała się z kolejnym typem. Hawke wzięła głębszy oddech i przymknęła oczy by się nieco uspokoić. Spokojnie już po wszystkim przeszło przez jej myśli. I tu w sumie leżał jej problem. Hawke się dość mocno myliła co do tej kwestii. Nie miało być jeszcze po wszystkim. Susan pozwoliła sobie na nieuwagę przy takiej sytuacji jak teraz. Nie, ona teraz powinna być jak najbardziej gotowa do obrony i ataku. No cóż, za głupotę się płaci czyż nie? Zaraz usłyszała tylko kolejne kroki, otworzyła oczy i spojrzała w kierunku napastnika, ale zanim zdążyła zareagować dostała prosto w twarz. Huh, zachwiała się, mocno ją przyćmiło. Czuła się mocno ogłupiona i zdezorientowana. Dodatkowo poczuła ciepłą, metaliczną ciecz na wardze. Napastnik raczej nie miał zamiaru zaprzestać na tym jednym ciosie. Na całe szczęście Rogue postanowiła zaregować i rozprawić się z gościem. W pierwszej chwili chciała się szarpnąć, kiedy poczuła, że ktoś ją złapał. Powstrzymała się jednak od tego, gdy usłyszała głos towarzyszki. Grzecznie dała się prowadzić w stronę wyjścia. Wytarła rękawem bluzy, dolną wargę z której ciekła jej krew. - Można tak powiedzieć - mruknęła. W sumie jej też nie uśmiechał się wizyta na posterunku policji. Co to to nie. To mogło by zagrozić nieco jej karierze dziennikarza. Szefostwa mogło być niezadowolone z powodu burd za granicą. Z.tx 2 |
| | | Mezamere J. Merollin Wiek : Dwadzieścia cztery lata Znak zodiaku : Sagittarius Zawód : Pisarka, nieoficjanie voice actress Stan cywilny / Partner : Singielka
| Temat: Re: Bar Nie Mar 20, 2016 9:10 pm | |
| Dziś w swoim szczegółowo zaplanowanym harmonogramie miała wyjątkowo dużą ilość godzin nagrywania. Ścierpiałaby to, gdyby nie widzimisię człowieka odpowiedzialnego za cały projekt, który stwierdził, że głos głównej bohaterki do jakiegoś nowego anime, które miało wyjść na dniach, będzie przesłodzony i kiczowaty do potęgi. Nic więc dziwnego, że zamykając za sobą drzwi studia ledwo mówiła. Rzucając ludziom spojrzenie, które mogło zabić, zaczęła kierować się do podziemnego parkingu. Gdyby tylko szofer nie miał dzisiaj wolnego… Oh, no tak, Mere nie ma szofera. Wyjęła z torby papierosowy telefon (niemal go upuszczając), po czym odblokowała dotykowy ekran i sapnęła ze złością. Miała dwadzieścia minut, żeby z najbardziej wysuniętej części dzielnicy Choushinsei dostać się do baru w Kinzoku. To były chyba jakieś żarty, kpiny najwyraźniej? Co ona ma zrobić przez te piętnaście minut, które jej zostaną po dojechaniu na miejsce? Kopnęła słup przy drodze, a kilku niewinnych przechodni dziwnie się na nią spojrzało. - Hm, jakkolwiek. – mruknęła do siebie, chowając telefon. Odnalazła swój cudowny czarny motor wśród nieruchomej fali szaroburych aut i bez zakładania kasku odpaliła maszynę. Niesamowity prąd przeszył przez jej ciało, kiedy ogar wydał z siebie pogłębiony echem ryk. Uczucie dosiadania czarnego potwora w jednej chwili poprawiło jej humor. Bez zbędnego pierdolenia wyjechała na ulice Amanogawy, kierując się do swojego mieszkania, gdzie bez pośpiechu wzięła krótki prysznic i się przebrała. Zgarnęła do torebki kilka niezbędników, sprawdziła, czy ma kartę. Była niemal stuprocentowo pewna, że Lis jakimś cudem wciśnie jej rachunek i zniknie w tłumie, wolała się przygotować na taką możliwość. Do baru zajechała taksówką kilka minut po wyznaczonym czasie. Z papierosem w ustach, który zapaliła tuż przed wejściem, rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu znajomej twarzy. Mogłaby rzec, że jasna czupryna rzuciła się jej w oczy jak samobójca pod pociąg. Rzeczywiście, gówniarz zajął najlepsze miejsce w barze i to jeszcze jej ulubione. Jak tu go nie kochać? „Normalnie”. - Yo, gówniarzu – powiedziała z wrednym uśmieszkiem, dosiadając się do małolata. – Wyglądasz jak kot srający na puszczy, czyli właściwie jak zwykle. |
| | | Gabriel Foks Narodowość : Polsko-Japońska Stan cywilny / Partner : can't do it alone
| Temat: Re: Bar Wto Mar 22, 2016 3:31 pm | |
| Lis zamruczał leniwie, gdy wydmuchiwał kolejną szarą chmurkę ze swoich ust, by następnie obserwować jak ta pnie się w górę, zapewne przysłaniając widok sąsiadowi z góry. Framuga okna niemiłosiernie wbijała mu się w uda, co najprzyjemniejszym uczuciem raczej nie było, ale cóż poradzić - uwielbiał siedzieć na tym oknie i machać nóżkami na dworze, podczas gdy na plecach odczuwał przyjemne grzanie swojego pokoju w szkolnym internacie Kakougan. Widok z parteru na powoli odmrazającą Amanogawę był tu naprawdę piękny, widać było park, bramę, powoli wyrastające kwiatki oraz częściowo odkrytą zieleninę, która przez tak długi czas była przykryta białą kołderką. Dodatkowo wieczór i zapalone lampy uliczne malowały tej krajobraz całkiem uroczo, a zarazem mrocznie. - No już Gabsik, lecim. - odchrząknął sobie i pociągnął ostatni raz, by zaraz zgasić niedopałka w starej popielniczce, która stała na parapecie od strony dworu. Odkaszlnął, odsunął malutkie wysypisko fajków na bok i odchylił się na chwilę do pokoju, by sięgnąć po czarny komin, którym opatulił swoją szyję. Złapał też za klucze i telefon, a następnie zeskoczył z parapetu na dwór, zamykając za sobą okno. Czujne lisie oko rozejrzało się dookoła, chcąc być pewnym, że żaden woźny bądź nauczyciel dyżurujący go nie złapie i ku jego radości nie dostrzegał nic podejrzanego na horyzoncie. Mimo wszystko na kuckach postarał się ominąć wszelakie kamery i pobiec migiem na przystanek autobusowy, do którego wskoczył w ostatnim momencie, gdyż drzwi pojazu o mały włos nie przytrzasnęły mu nogi. Och, a tej bardzo potrzebuje, w końcu jest tancerzem.
Po kilkunastu minutach wreszcie dojechał na miejsce, a będąc zmuszonym wyjść z miarę ciepłego autobusu na zerową temperaturę, skrzywił nieco usta i przetarł kościotrupimi dłońmi swoje zmarźnięte ramiona. Wyskoczył z busu, a dosłownie kilka kroczków dalej już przekraczał próg przytulnego baru, w którym unosiła się woń alkoholu i jego ulubionych ciasteczek wypiekanych na miejscu. Szybko odszukał ulubiony stolik jego i Mere, a następnie dwoma susami znalazł się tuż przy nim, siadając z klapnięciem na miękką kanapę przy ścianie i zdejmując przy okazji komin. - Ach… - westchnął krótko i położył telefon na stół, by sprawdzić godzinę - 20:25, czyli za chwilę powinna być, aaaale to wcale nie przeszkadzało lisowi w zamówieniu dwóch złocistych napojów i jednego ucha francuskiego, mniam. Słodycze były jego największymi narkotykami, więc nie dziw, że gdy tylko miał okazję, starał się przegryźć zapas cukru, który musiał dostarczać mu energii, bo… przyznając się, dość żywiołowy z niego lisek.
Zdążył wsunąć całe ciastko zanim Mere przyszła do środka i już na samym wstępie obdarowała go jakże kochanym komplementem, na który lisek tylko szeroko się wyszczerzył. - Ojeju jakaś ty kochanaaaaaa. - pociągnął wyżej ostatnią literkę. - Ty też dzisiaj wyglądasz równie oszałamiająco co locha spod latarnii! - a i by pięknie to podkreślić, objął ją drobnymi ramionkami i złożył soczystego buziola w policzek, odsuwając się zaraz z najpiękniejszym uśmiechem na ziemi. - Proszę, oto twój trunek. Może po nim wskoczysz na poziom seksownej ekspedientki w supermarkecie. - zamajtał sugestywnie brwiami i podsunął jej pod nos wcześniej zamówione piwo. Ach, zaczęło się. |
| | | Mezamere J. Merollin Wiek : Dwadzieścia cztery lata Znak zodiaku : Sagittarius Zawód : Pisarka, nieoficjanie voice actress Stan cywilny / Partner : Singielka
| Temat: Re: Bar Sro Mar 23, 2016 5:01 pm | |
| Zaciągnęła się dymem, niemal ignorując sugestywne spojrzenie mężczyzny stojącego za barem. Uśmiechnęła się do niego, lecz w tej czynności nie było żadnego uczucia innego od fali odprężenia. Trujące powietrze dostało się do jej płuc, wnikając we wszystkie ścianki narządu by później – może za rok, może za pięć lat – przerodzić się w pięknego raka. Wypuściła równiutkie kółko, które poleciało w stronę osoby siedzącej naprzeciwko. Otaksowała spojrzeniem swojego wyrośniętego w trzy dupy podopiecznego od siedmiu boleści, który tym razem nie był AŻ tak denerwujący, jak zwykle. Wiedziała, że to się bardzo szybko zmieni, bo oni spokojni być nie mogą nawet przez pięć minut, ale w tym przypadku Mere nie musiała się bardzo powstrzymywać przed okazywaniem swojej „niecodziennej natury psychopatki, która lubi niszczyć innym życia czy rzucać sarkazmem na prawo i lewo, Amen”. Magicznym sposobem pod jej nosem pojawiła się urocza popielniczka, której istnienie zaobserwowała z niemą radością. Strzepnęła spaloną część papierosa, a po dwóch kolejnych cichych zaciągnięciach zgniotła tlącą się końcówkę o dno naczynia. Teraz mogła powiedzieć, że poczuła się lepiej. Słysząc jakże sztuczny komplement, a później niewybredny komentarz, niemal udusiła się powietrzem. Sama nie do końca wiedząc, dlaczego, chociaż podejrzewała, że mały gówniarz chciał ją najzwyczajniej w świecie zabić bez brudzenia sobie tych czystych jak łza rączek. Już miała coś odpyskować, kiedy Foks zrobił najgłupszą rzecz pod słońcem – dotknął jej. Z miną wyrażającą czystą wściekłość (A gdyby ktoś się przyjrzał dokładniej to zobaczyłby jeszcze kilka innych emocji jak obrzydzenie, szok czy nawet zalążek strachu) niemal natychmiast wyrwała się z niewinnego uścisku znajomego i trzasnęła go w twarz. Powstrzymując się z całych sił przed dalszymi czynami mogącymi zranić gówniarza, zapaliła kolejnego papierosa. Z trzęsącymi się rękami, których nawet nie myślała chować przed światem albo opanowywać, patrzyła się na gówniarza. To był ten wzrok, którego każdy się bał, a którego używała w naprawdę szczególnych sytuacjach. Nawet nie pomyślała, żeby odpowiedzieć na wcześniejszą zaczepkę, ba! Żeby w ogóle coś do niego powiedzieć przed wypaleniem i wypiciem przynajmniej tego piwa stojącego na stole. Gdy pusty kufel ze stukotem uderzył w stół, a papieros dokończył swój żywot w popielniczce Mere wydawała się już odrobinę spokojniejsza. - Gówniarzu, jesteś pierdolonym idiotą. – powiedziała tylko. |
| | | Gabriel Foks Narodowość : Polsko-Japońska Stan cywilny / Partner : can't do it alone
| Temat: Re: Bar Pią Mar 25, 2016 1:29 pm | |
| Nie musiał nawet myśleć, bo w trybie natychmiastowym uchylił się od karcącej ręki Mere, która brutalnie chciała zostawić ślad swojej dłoni na jego pięknym policzku. Szczerze powiedziawszy to robiło się męczące, więc kiedy ta obdarowała go groźnym spojrzeniem, Gabriel uraczył ją zmrużonymi, wypompowanymi z energii i emocji, oczami. Pokręcił głową z głębokim westchnieniem, zdjął czapkę z głowy i wziął swój kufelek, aby spokojnie sączyć jego zawartość w tej irytującej ciszy, podczas której różowowłosa niedotykalska dochodziła do siebie po tym, jak Gab ośmielił się ją dotknąć. W pewnym sensie zdawał sobie sprawę, że ta fobia nie ma właściwie żadnego logicznego podłoża... lub Mere mu po prostu o czymś nie mówiła. Gdy się spędza kilkanaście lat z tą samą osobą, powoli staje się męczące to, że jakiekolwiek draśnięcie jest niedopuszczalne - szczególnie dla niego, zważając na zawód jaki ten młody człowiek wykonuje. Myślał, że po tak długim czasie, jego mamusia zastępcza będzie jakoś bardziej otwarta, w końcu Gabriel przez te wszystkie lata dążył do tego, aby się ta mała locha się otworzyła i przestała chować się w swojej chomiczej kulce, niczym przestraszony zwierz introwertyk, ale cóż poradzić. Posączył sobie jeszcze troszkę tego piwka, które im zamówił, w głowie rozmyślając na temat "relationship i poświęcenie", gdy w końcu usłyszał uroczy komentarz wprost z ust naburmuszonej pisarki. - Jezu przestań się już tak buntować. Przepraszam no, ale nie wyciągałem cię z tej pracy, żeby teraz czekać aż ci foch minie, mogę sobie iść jeśli chcesz. Nie musisz oglądać mojej mordy. - mruknął i odstawił na stół puste naczynie, odchrząknął i zagryzł z przyzwyczajenia swój kolczyk w dolnej wardze. Dopiero po chwili spojrzał na nią, oczekując odpowiedzi z jej strony. Jeśli jej nie dostanie, nie ma czego tutaj szukać. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Bar | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |