|
| Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:35 pm | |
| Jego milczenie znów mnie miażdży, przygniata. Zmusza do kolejnego kroku w tył, jakbym potrzebował zaczerpnąć powietrza, a właśnie tu go nie było. Cisza. Znów i znów jedynie tykanie zegara. Robi to specjalnie? Widzi, jaką torturą jest do dla mnie i dlatego nie mówi mi nic? Tak normalnie - kocham brak jakichkolwiek dźwięków, ale teraz, gdy prowadzimy rozmowę, gdy napięcie staje się nieznośne, a ten cholerny zegar jedynie tyka głośniej, rozsadzając mi powoli głowę - teraz potrzebuję jego głosu. Nieważne w jakiej tonacji, z jakimi emocjami. Niech przerwie to cholerne milczenie, niech mnie uspokoi, bo czuję, że znów zaczynam tracić kontrolę, znów zaczynają drżeć mi dłonie. Idź na lekcje. A ze mnie w jednym momencie uchodzi całe napięcie, jakby ktoś przebił balon. Chwytam od razu nerwowo za klamkę, choć może nie jest to do końca na miejscu. Ale przez ten stres, chyba zaczynałem dostawać jakichś klaustrofobicznych napadów i cały się już spociłem. Kiwam głową, kłaniam mu się. - Będę lepszy, sensei... Do widzenia. - Prostuję się i wychodzę z pokoju.
W sumie, to wręcz z niego wypadam... Siadam pod ścianą, obok drzwi, chowam twarz w dłonią i staram się uspokoić. Nie wiem, dlaczego tak się emocjonalnie rozchwiałem, zestresowałem. Znów mam ochotę zwyczajnie zaszyć się w pokoju, już nawet bez dziwnych nowych znajomości przy konsoli. Ale nie mogę. Obiecałem, że nie będę wagarować. Mężczyźni nie uciekają, gdy jest im ciężko, więc i ja nie będę. Ruszam więc na lekcję... To przecież tylko trzy lata... [z/t] x2 |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:37 pm | |
| Nieczynny dworzec Może nie powinienem zapuszczać się w takie miejsca, podobno to niebezpieczne. W końcu to najgorsza dzielnica, dużo tu dziwnych zaułków, których ja notabene nie lubię, a w które ktoś może cię zaciągnąć i zgwałcić, obrabować, zadźgać, cokolwiek. Nie wiem, czy jakoś specjalnie czuję się tu zagrożony, wierzę w swoje umiejętności, a chyba ta dzielnica jest tą, w której najprędzej pozwoliłbym sobie ich użyć - w obronie własnej, rzecz jasna. Może nawet po to tu przychodzę? Żeby w końcu ktoś mnie sprowokował, bym w końcu mógł poczuć krew z rozciętej wargi, wyładować się jakoś. Wiem, że może to być tragiczne w skutkach, bo jednak mogłoby zwolnić to we mnie jakąś blokadę, a jednak nie umiem się powstrzymać, by w kółko wystawiać się na taką próbę. Poza tym, mam jakąś tam złudną gwarancję, że akurat w takich terenach, a już zwłaszcza na opuszczonym dworcu, nie spotkam nikogo ze swojej szkoły. Zazwyczaj nikt tu nie przychodzi, może czasem przetoczy się jakiś menel albo ćpun, czasem zaczepią, ale nie przydarzył mi się jeszcze nikt na tyle groźny, bym był zmuszony się bronić. Jest jeszcze coś, dla czego lubię tu przychodzić. Otwarta przestrzeń i piękne zachody słońca. Klimat podróży, wycieczki. Mimo tego, że jest to dworzec nieczynny, wciąż unosi się tu atmosfera wyjazdów. Tego uciekania na drugi koniec świata. Nie wiem, czy powinienem się teraz interpretować, doszukiwać się w sobie głębszego znaczenia, potrzeby zniknięcia z teraźniejszości, czy coś. Lubię opuszczone miejsca, nie wiem, czy odnosi się to jakoś do tego, jak się czuję. Zabrzmię żałośnie mówiąc, że zarówno tu, jak i ode mnie, bije samotnością, ale poniekąd lubię być sam. Przyzwyczaiłem się do tego. Tu natomiast mogę spokojnie wszystko przemyśleć. Posłuchać muzyki. Poczytać książkę. Posiedzieć na ławce, oparty plecami o kolumnę, przy której stoi i po prosu trwać. To trochę tak, jakbym zatrzymał się w czasie. Zawisnął gdzieś w niebycie. Tylko ja i Ty, Słoneczko, które zniżasz się coraz bardziej, by jak najlepiej móc na mnie spojrzeć, a potem chowasz się za horyzontem, dając do zrozumienia zarówno sobie, jak i mnie, że na nas czas. Że na dziś - nasze drogi się rozchodzą. Ale mogę wrócić jutro. Bo Ty zawsze będziesz w tym samym miejscu, by na mnie czekać i ogrzać moją twarz. Nawet jeśli czasem Cię nie widać, wiem, że jesteś. W sumie tak, jak i moja mama, prawda...? |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:38 pm | |
| Dworzec nie jest pusty. Mimo swojego ewidentnego bycia "opuszczonym dworcem", zawsze ktoś się tam kręci. Czasami ciekawska młodzież, miejskie gangi, mieszkańcy Juuryoku, przeróżnego rodzaju łobuziaki i chuligani ze wszystkich szkól średnich i gimnazjów Amanogawy. Dwóch delikwentów stoi na torach, znajdujących się nieco niżej niż reszta dworca - jeden postawny, z włosami ściętymi na krótko, bardzo szeroki w ramionach i dość tępym wyrazie twarzy i drugi, chudszy i drobniejszy o szczurzej twarzy obsypanej spóźnionym młodzieńczym trądzikiem i z nieco wystającą górną wargą. Nie spotkali się oczywiście na pogaduszki o szkole. Ten większy trzyma papierosa, opierając się nonszalancko o ścianę i zaciąga się płytko, co chwilę wypuszczając z krtani urywany śmiech pomieszany z kaszlem, spowodowanym nieumiejętnym paleniem. Ten mniejszy kuca na torach, w dłoni trzymając sznurek, którego drugi koniec przywiązany jest do ogona niewielkiego kota - najprawdopodobniej jeszcze kociątka. Zwierzątko może mieć najwyżej miesiąc i jest dość niewyrośnięte. Pstrokate, brązowo - rudawe futerko jest pozlepiane, głównie na jego brzuszku i pyszczku. Na ogonku, w miejscu, gdzie zawiązana jest, na oko, cienka żyłka, futerko nieco powypadało, a ogonek wygląda na siny i pozbawiony ruchu. Jedno z uszek kotka przebite jest czymś, co wygląda jak kółko od breloczka. Ktoś musiał mu to zrobić już jakiś czas temu, gdyż rana po przebiciu jest sina i wygląda bardzo brzydko - najprawdopodobniej wdało się zakażenie. Kociak jest chudy i zmęczony, więc nie ma siły się wyrywać, chociaż mimo wszystko drapie i cicho pomiaukuje. Wygląda na to, ze nie umie jeszcze syczeć. W końcu ten duży rzuca papierosa na ziemię i przydeptuje butem, a potem pochyla się i bierze kotka za karczek. Mruka coś niewyraźnie do kolegi, jakby miał wadę wymowy, jednak z położenia Havoca nie idzie usłyszeć, co takiego powiedział. Po chwili z plecaka, który do tej pory spoczywał oparty o jego nogę, wyciąga puszkę z fioletową farbą w sprayu i unosi kotka na jej wysokość. Po chwili da się słyszeć syczący dźwięk farby wydobywającej się z atomizera oraz przeraźliwy miauk kotka, któremu drażniąca substancja dostaje się do oczek... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:38 pm | |
| Słońce powoli zachodzi, chyląc się ku horyzontowi, żegnając się ze mną i oznajmiając, że na mnie już czas. Niby mógłbym jeszcze chwilę posiedzieć, ale sam nie wiem, czy byłbym na tyle durnym, by jednak ryzykować i szlajać się po nocach po tej części miasta. Wyciągam słuchawki, by uszy mogły chwilę odpocząć od głośnych dźwięków, gdy zdecydowanie za długo i zdecydowanie za głośno słuchałem muzyki. Nie zwracam uwagi na to, że ktoś jest na torach. To nie moja sprawa, a zaczepiać też nie ma sensu. Dlatego ignoruję ciche rozmowy, obleśny rechot. Drgam jednak, gdy zaraz po tym do moich uszu dociera coś innego. Miauknięcie. Tak żałosne, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszałem. Tak smutne, cierpiące, proszące o pomoc. Domyślam się, o co chodzi i aż czuję gotującą się we mnie wściekłość, gdy powoli odwracam spojrzenie w stronę dwóch chłopaków. Mój wzrok spotyka się ze sceną obrzydliwą, nieludzką. Czuję, jak serce bije mi mocniej, gdy ogarnia mnie ślepa wściekłość. Dłonie zaczynają drżeć. Po moim ciele rozlewa się gorąc tak parzący, że aż sam nie umiem go znieść, choć w chwili obecnej nie zwracam na to uwagi. Nie zauważam nawet, jak dzieje się to, czego obawiałem się odkąd przyjechałem do Japonii. Śnieg topnieje pod wpływem pożaru wznieconego w moim sercu i umyśle. A feniks powstaje, by siać zniszczenie, przed którym nie mam zamiaru się powstrzymywać. Nie w tym wypadku. To ułamki sekund, gdy zeskakuję na tory, podchodzę do nich, nim zdążą mnie nawet zauważyć. - Ej... - zaczepiam, by zwrócili na mnie uwagę, by odwrócili się w moją stronę... A gdy robi to ten, który trzyma i torturuje kota, obrywa ode mnie mocnym ciosem w twarz, przez co puszcza zwierzę. Ja jednak się nie zatrzymuję. To mi nie wystarcza. Wiem, że zaraz się na mnie rzucą. Bo przecież co ja sobie wyobrażam. Jestem jednak na tyle rozjuszony, że nie ma siły, która powstrzyma mnie od zbicia ich na kwaśne jabłko. Nie mam zamiaru się hamować. Nawet bym chyba nie potrafił. Nie po tym, jak zadałem już pierwszy cios, jak znów poczułem ten dreszcz, który kiedyś trząsł moim ciałem przy bójkach. Tym razem robię to w słusznej sprawie. Bo im się należy. Bo gdy widzę tego kota, tę żyłkę, kółko, spray... Mam ochotę zrobić im to samo. Ciekawe, jak prędko odpadły by ich... ogonki. Razem z kotem, chłopak upuszcza także puszkę, którą podnoszę w jednej chwili, by w drugiej psikać zawartością w oczy tego mniejszego, coby zmniejszyć ich przewagę nade mną. W końcu jest ich dwóch. Chociaż w sumie, nie jest to żaden problem. Bo w tym momencie, mam ochotę ich pozabijać. |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:38 pm | |
| Są agresywni, nie zamierzają popuścić mu tej, cóż więcej niż zaczepki. Kotek puszczony na tory, niezdarnie usiłuje uciec, ale kołysze się na boki i w przerażeniu w końcu upada w kącie, nie widząc, dokąd idzie i nie mogąc sobie poradzić z nieznanym źródłem bólu, który powoduje farba w niewielkich, młodych oczkach. Jest ich dwóch, więc pozornie są w lepszej sytuacji. Może nie należą do mistrzów sztuk walki, ale biją agresywnie i bardzo brutalnie, bez wcześniejszego przemyślenia swoich ruchów. Ten większy przerasta Havoca o głowę, jest ciężki, jego pięści zadają bolesne ciosy, które trafiają w policzek, w szczękę, w brzuch. Chwyta go za ramiona i z całej siły zagłębia kolano w jego podbrzusze. Ten drugi na początku atakuje równie mocno, ale kiedy farba dostaje się do jego oczu, upada z przerażonym, a zarazem zaskoczonym krzykiem i w idiotycznym odruchu wsadza łapska do oczu, próbując pozbyć się drażniącej substancji, ale tylko pogarsza sprawę. Na oślep kopie i wymachuje rękami, zaciskając powieki, aż w końcu, podstawiwszy Havocowi nogę, sam zwala się na tory i mocno zaciera oczy, sycząc z bólu. Duży nie zwraca na niego uwagi. Każdy cios atakującego rozjusza go jeszcze bardziej. Dźwiga swoje ciężkie ciało z twardych torów, z całej siły uderzając piętą obutą w ciężkie buty w piszczel Chińczyka, w pobliżu kostki. Da się słyszeć okropny, wykrzywiający chrzęst kości, najpewniej pękniętej. Mimo wszystko adrenalina w Havie pozwala mu zapewne zadać kilka ciosów, aż duży uderza głową w ścianę za sobą i swoją spuchniętą, zakrwawioną, filetową twarzą upada na tory, wywołując kolejne obrzydliwe trzaśnięcie. Ten drugi, skulony usiłuje uciec, sycząc i klnąc, kiedy przestaje cokolwiek widzieć. |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:38 pm | |
| Nie powstrzymuję się. Każdy zadany mi cios - jakbym go nie odczuwał. Jakbym był w amoku. Targa mną wściekłość, dziwna żądza i niedosyt. Długo nie używałem swojego ciała w ten sposób, nie sprawiło to jednak, że moje ciosy są lżejsze. Wręcz przeciwnie. Jakbym całą, skumulowaną dotychczas energię, wyładowywał na tych gnojach. Mimo, że jest ich dwóch, mam przewagę w umiejętnościach, w zwinności. I choć upadek nieco mnie spowalnia, i choć cios w piszczel okropnie boli, nie studzi to moich emocji. Uderzam szybko i silnie, zadaję serię złożonych ciosów, aż w końcu jeden z nich pada na ziemię. Spluwam na niego. Jest w kiepskim stanie, ale nie mam wyrzutów sumienia. Nie boję się także o konsekwencje. W tej dzielnicy chyba można robić wszystko, a nikt i tak nie będzie cię ścigał. Bo to nie ma sensu. Odwracam się w stronę drugiego, który tak nieumiejętnie próbuje uciec. Nie mam zamiaru mu odpuścić. Nie mam zamiaru pozwolić mu odejść, on też powinien zapłacić. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek byłem aż tak brutalny. Aż tak bezwzględny. Ale chwytam go za szmaty i jemu także obijam buźkę, uderzam w brzuch, a jego obrona jest beznadziejnie słaba, kiedy łzawiące oczy szczypiąc, dezorientują go i sprawiają, że nie wie, na czym powinien się skupić. Uderzać mnie, próbować pozbyć się tego świństwa, wyrywać się i zwiewać... Nieistotne, bo w którymś momencie i on pada na tory. I na niego spluwam. Nie wiem, czy nie potraktowałem ich zbyt ostro. Przynajmniej będą mieli nauczkę. A ja... Chyba powinienem gdzieś się na jakiś czas zaszyć, by uspokoić wybudzonego feniksa. Nie taki miałem być w Japonii. Nie zaprzeczę jednak, że czuję swego rodzaju ulgę. Spoglądam na maluszka, który tak niezdarnie próbuje chodzić, ale i jego pieką oczka, i jego wszystko boli... Mnie również. Kiedy emocje opadają, adrenalina ucieka z mojego ciała, zaczynam odczuwać każdy ich cios. I nogę. Zaciskam zęby, biorę kociaka na ręce i - z trudem - ale kuśtykam w stronę wyjścia z dworca. By zabrać koteczka do weterynarza jak najprędzej. Bo przecież on musi tak okropnie cierpieć... Dotykam uszek kiciusia, głaszczę, drapię go za nimi... Miziam uspokajająco... - No już, kotku... pomogę ci... niedługo wszystko będzie dobrze... [z/t] |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:40 pm | |
| Schronisko dla zwierząt Wracam. Dłonie całkiem luźno spoczywają na kierownicy, czuję delikatne ciepło bijące od przedniej szyby auta, przez którą wpada ciemne światło zachodzącego słońca. Mrużę oczy, kiedy ostre, białe koła tańczą przede mną, gdy zbyt długo wpatruję się w jasną łunę przed sobą. Stoję. Silnik warczy, samochód drży od jego obrotów, kiedy czekam, aż pojawi się zielone światło. Jestem rozluźniony, zajęcia na uniwersytecie zawsze tak na mnie działają, w odróżnieniu od szkoły. Nie odbierają chęci, nie są nużące i irytujące - nie muszę strzępić języka na darmo przed tymi, którzy często nie mają nawet siły podnieść głów z ławek. Wzdycham, czując lekki zapach skórzanych siedzeń i kurzu, płynu do spryskiwaczy i spalin. Przechylam głowę, słysząc pyknięcie w szyi i naciskam pedał gazu, rozglądając się obojętnie, odruchowo, kiedy inne samochody przede mną, ruszają do przodu. To gest bardzo niezamierzony, taki po prostu - by nie wpatrywać się tępo w jeden punkt przed sobą, a wprawić zastygłe ciało w ruch. A jednak jego wynik okazuje się być o wiele bardziej zaskakującym niż mógłbym pomyśleć. Mrużę oczy, widząc przed sobą na chodniku znajomą sylwetkę, znajomą twarz, aczkolwiek zniekształconą przez liczne siniaki i opuchnięcie. Rodzi się we mnie ta sama sprzeczność, rozbieżność, która towarzyszy mi wciąż i wciąż, gdy jestem w szkole, nawet, kiedy jego nie ma przy mnie, jakbym czuł jego osobę, krążącą gdzieś niedaleko. Ta sama sprzeczność, która waha się pomiędzy niechęcią, gorzkim uczuciem, cienką linią oddzielonym od mimowolnej, niezależnej ode mnie nienawiści, a miękką, zupełnie delikatną bezradnością, dziwną, smutną pustką, która towarzyszy mi zawsze, gdy go widzę. Sam również wiem, że to pierwsze rodzi się z tego drugiego. Z faktu swojego istnienia, z faktu mojego odczuwania, mojego braku zrozumienia, powodu, mojego pragnienia spokoju, którego on i te uczucia mnie pozbawiają. Zaciskam dłonie na kierownicy, chcąc zmusić się do odjechania, ale nie potrafię. Serce bije mocniej z wysiłku, który wkładam we wmówienie sobie, że to nie jest dobry pomysł, chociaż jest moim wychowankiem. Dla swojego dobra, by uniknąć większego chaosu, powinienem go po prostu ominąć, zostawić, zapomnieć. Ale nie potrafię. Klnąc cicho pod nosem, zjeżdżam w zatoczkę dla autobusów, która delikatnie kołysze samochodem na swoich wybojach. Przymykam oczy i wysiadam, tuż przed nim, kilka kroków, opierając się o drzwi auta i obrzucając go spojrzeniem. Uważnym, tym, co zawsze, które obejmuje go jednym tylko rzutem, całkiem go pochłania i trzyma. Tym jednym spojrzeniem oceniam jego stan, widzę małe, kudłate stworzenie w jego ramionach i układam kilka możliwych scenariuszy - niczym komputer, na raz wykonując dziesiątki niepotrzebnych czynności. - Wsiadaj... - mrukam i ruszam w jego stronę. Mój krok jest zdecydowany, mocny. Nie umiem go zostawić, nie umiem nie chwycić go za ramię, nie przyciągnąć do swojego boku, obejmując w pasie. Nie daję mu możliwości wyboru, to nie tak, że ją ma. Może wyczuć, ze został jej pozbawiony, że teraz, znów, jest moim zmartwieniem, którym, trochę niezrozumiale, mimowolnie, postanowiłem się zaopiekować. |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:48 pm | |
| Mam spory kawałek drogi do przebycia, co jest wyjątkowo uciążliwe, zważywszy na stan mojej nogi. Ale zaciskam zęby i niezmordowanie idę dalej. Mijają mnie wystraszone spojrzenia przechodniów, jakaś pani zasłania oczy swojemu dziecku, ktoś inny komentuje, że mam zapchlonego futrzaka... Nie reaguję. Nie mam czasu się denerwować czy wkurzać. Nie, kiedy mój kiciuś cierpi i potrzebuje pomocy jak najszybciej, a jedynym, który może mu jej udzielić, jest weterynarz przyjmujący w schronisku. A przynajmniej tylko o nim słyszałem. Nie wiem, czy jest dobry, czy nie ma gdzieś lepszego, ale to nie jest moment na zastanawianie się nad tym. Po prostu uparcie dążę do celu, głaszcząc uspokajająco kotka, choć wiem, że nie uśmierzy mu to bólu, zwłaszcza, że nie dość, że pieką biedaka oczka, to jeszcze ma coś na ogonie i w uszku. Nie chcę go ruszać na własną rękę, nic zdejmować czy odcinać, bo mogę tylko pogorszyć sprawę. Lepiej niech zajmie się tym specjalista. Kiedy dostrzegam, że jakieś auto zatrzymuje się niedaleko - nie reaguję. Może sobie ktoś po prostu parkuje. Samochodu też nie znam, więc zupełnie puszczam to mimo oczu. Jednak gdy wysiada z niego mój cudowny wychowawca, zamieram, zdając sobie sprawę, w jakim stanie mnie widzi i jak bardzo może oberwać mi się za to, że wdałem się w bójkę. Będę musiał się tłumaczyć, będę musiał roztrząsać. A nie chcę robić wokół tego zamieszania. To moja sprawa. Mam nadzieję, że odpuści. Jestem trochę zmieszany, gdy widzę, że podchodzi. Gdy każe mi wsiadać. Z jednej strony mógłbym odmówić, powiedzieć, że przecież jestem poza szkołą w czasie przeznaczonym dla mnie, że to nie jego interes, że mogę robić co chcę... Z drugiej jednak - ma samochód. Mógłbym poprosić, by zawiózł mnie i kiciusia do schroniska, by tam weterynarz mógł mu ulżyć, oczyścić oczka, wyjąć to cholerstwo z uszka, odciąć linkę z ogonka... Jednak skąd mogę mieć pewność, że to zrobi? Że zawiezie mnie tam, gdzie poproszę? Przecież wydaje się tak zimny i obojętny... Nie udaje mi się nawet odezwać, gdy wyrwany z zamyślenia, jestem prowadzony do samochodu. Objęty przez niego, co znacznie ułatwia mi poruszanie się i odciąża uszkodzoną nogę. Zerkam dyskretnie na profil mężczyzny. I dostrzegam na jego twarzy, w jego oczach... Miliony sprzecznych emocji, których nie umiem nazwać, a które stara się ukryć. Może jednak nie jest tak bezduszny? I mi pomoże... Z trudem wsiadam do środka, bardziej do niego wpadając, staram się jednak, by kotkowi nic się nie stało. A kiedy nauczyciel ląduje na siedzeniu obok, za kierownicą... Spoglądam na niego. - Sensei, obiecuję, że zrobię wszystko, zniosę każdą karę, cokolwiek. Tylko proszę, zawieź go do weterynarza. Nie mamy czasu, ma spray w oczkach i bardzo cierpi... - Nie staram się nawet mówić powoli i zrozumiale, bo jestem zbyt zdenerwowany stanem zwierzaka. Spoglądam na niego jedynie z wręcz żałosną prośbą w oczach. Nie może być przecież aż tak zimny... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:48 pm | |
| Nie patrzę na niego, kiedy mówi. Wystarczy mi jego głos, świdrujący przez moją głowę. Taki miękki, zrozpaczony, żałośnie smutny, drżący z powodu małego, trzęsącego się kłaczka futra w jego ramionach. Mówi niewyraźnie i za szybko, niezrozumiale, ale nie mam wątpliwości, że chodzi właśnie o to brudne, rozkuzdrane zwierzątko... Jakby on sam był w lepszym stanie. Sam jest równie poszarpany, równie skołtuniony, równie wymagający opieki i pomocy, a mi każe zając się kotem, przez którego, jak sądzę, znalazł się w tym stanie. Spoglądam na niego krótko, nic nie mówię, moje spojrzenie jest przelotne, bo jak najszybciej odwracam wzrok i uruchamiam silnik. Nie chcę patrzeć mu w oczy, czując swoje zaniepokojenie, bezradne, mimowolne, istniejące tak po prostu, wbrew mnie. Osłabia mnie, łamie, sprawiając, że po cichu i głęboko wściekam się do szpiku kości. Z każdą chwilą udowadnia mi, że umie wzbudzić we mnie każde uczucie, a ja nie umiem nad tym zapanować. Ruszam, nie odpowiadając mu długą chwilę. Kot kręci się w jego ramionach, co łapię kątem oka, słyszę jego ciche, jakby zdrapane miauknięcia, żałosne i wystraszone, kiedy wciąż jeszcze szuka ucieczki, nie znając tego miejsca, tego ciepła i zapachu. A ja milczę, przełykając tylko ciężko ślinę. Kiedy stajemy na światłach, robi mi się wręcz niewygodnie od wszystkich tych wrażeń, które we mnie wzbudza, od kota, od jego stanu. - Co z Twoją nogą? - mrukam w końcu, zmuszając się do uporządkowania tej sprawy i wybrania priorytetów. - Boli Cię? |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:49 pm | |
| Ostatecznie nie wiem, gdzie mnie wiezie. Nie odzywa się do mnie ani słowem, co normalnie byłoby mi chyba nawet na rękę, ale nie teraz. Nie w momencie, gdy chodzi tu o maluszka, który tak żałośnie miauczy mi w ramionach, który cierpi. Mam przez niego całe podrapane przedramiona, ale to nic. Wiem, że się boi, że jest mu źle. Moje maleństwo... Moje kochanie... Głaszczę go ostrożnie, by nie dotknąć za mocno miejsca, które również może sprawiać mu ból. Spoglądam co chwilę na nauczyciela, ale nic nie mówię. Nie odzywam się, wiedząc, że mnie słyszał. Że pamięta, co mówiłem. I widzi to biedne stworzonko w moich rękach, więc na pewno mnie posłucha. A przynajmniej taką mam nadzieję. Chcę w to wierzyć. Ocieram krew z dolnej wargi, odgarniam zmierzwione włosy... Brew drga w zaskoczeniu, gdy słyszę jego pytanie. Czy mnie boli? Oczywiście, że mnie boli. Porządnie oberwałem, ale bywałem już w gorszych stanach. Moja noga... Do wesela się zagoi. Nie wiem, co się z nią konkretnie stało, ale nie obchodzi mnie to teraz. Bo serce kraja mi się, gdy kotek tak żałośnie wierci mi się w ramionach, wciąż nie mogąc pozbyć się sprayu. Jest mi tak okropnie smutno, że nie umiem ulżyć mu od razu... - Wszystko okay. Nie boli mnie - kłamię. - Proszę, sensei. Zależy mi, by ten kotek już nie cierpiał. Tym razem mówię już wolniej, by mieć pewność, że rozumie. Spoglądam na niego z nadzieją, że tym razem odniesie się do moich słów i zechce uspokoić mnie słowami, że już tam jedziemy. Że pomoże kiciusiowi... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:49 pm | |
| Wzdycham ciężko. Naprawdę ciężko, czując się przegranym w tej bitwie. Ba, w całej wojnie, którą przyjdzie mi z nim stoczyć. Nie umiałem opanować niechęci do niego, kiedy był lekceważący, nie umiałem okiełznać wściekłości i nienawiści, które się we mnie zrodziły, gdy zasiał w moim życiu chaos swoim jednym, prostym pojawieniem się. Nie umiem też chyba go omijać, nie umiem się nie przejmować, kiedy coś jest z nim nie tak. Nie wiem, czy coś jest nie tak z nim, czy ze mną, ale nie potrafię przy nim funkcjonować jako Zachariah Bram Ivers, człowiek opanowany, skupiony na sobie i obojętny. Skręcam gwałtownie, decydując się w ostatniej chwili. Z rozdrażnieniem ze swojej własnej słabości. Powinienem go, cholera jasna, zabrać do lekarza, żeby go zbadali, połatali, dali jakieś leki na ból i zwolnienie ze szkoły na kilka dni zamiast spełniać jego dziecinne zachcianki. I tym bardziej drażni mnie, że na myślach się kończy. Ze mimo tego wszystkiego, co mogę sobie roić w głowie, nie zatrzymuję się, nie zawracam, jadąc prosto pod gabinet weterynaryjny przy schronisku dla zwierząt. Zatrzymuję auto i wysiadam, drzwi za mną trzaskają głośno, nieprzyjemnie. Przez przednią szybę widzi jak szybkim krokiem obchodzę auto i zatrzymuję się z jego strony, pociągam gwałtownie za klamkę i pochylam się w jego stronę. Powiew chłodnego, wieczornego już powietrza dostaje się do auta, gdy zdejmuję z siebie sweter i wyciągam dłoń po kota. - Daj mi go i zostań tutaj. Nie ruszaj się z tą nogą... - A widząc, że chce protestować, marszczę tylko brwi w odruchowym geście stanowczego niezadowolenia. - Bez dyskusji. |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:49 pm | |
| Marszczę brwi, gdy tak gwałtownie skręca. Ale znów nie dostaję odpowiedzi. Znów mnie ignoruje, a nawet jeśli słucha - to nie raczy dać mi jakichkolwiek informacji. Czuję, jak rośnie we mnie irytacja jego zachowaniem. Kiedy w tak ważnym dla mnie momencie, postanawia wyraźnie zarysowywać granicę, mur, z wielkim napisem "nie lubimy się". To po co mnie zabierałeś, cholera, do auta. Po co wyglądałeś, jakbyś się przejął, gdy teraz zwyczajnie w świecie nie raczysz mi nawet odpowiedzieć? Wzdycham, zamykam oczy, uspokajająco głaszcząc kotka. Jakim cudem dojście do porozumienia z tym mężczyzną jest tak trudne? Chciałbym mieć z nim normalne relacje, by umożliwiało mi to normalne funkcjonowanie w szkole. Ale on mi tego nie ułatwia, na każdym kroku pokazując mi swoją niechęć do mnie. Nie wiem ile tak siedzę z zamkniętymi oczami, jak długo nie patrzę na drogę. Nie wiem, gdzie mnie zabiera, nie wiem, co z moim małym, biednym kotkiem... Otwieram je dopiero wtedy, gdy się zatrzymuje. Rozglądam się, by zorientować się, gdzie jesteśmy. Drgam, gdy tak gwałtownie trzaska, a stwierdziwszy, że jesteśmy przy schronisku, nie umiem powstrzymać delikatnego uśmiechu, już gotów wyskakiwać z kotem z samochodu i ruszyć do weterynarza, by maluszek nie cierpiał ani chwili dłużej. Jak zwykle jednak coś musi mi stanąć na przeszkodzie. No i tym razem również jest to Ivers, który zabrania mi iść z kotem. Rozchylam usta, by zaprotestować, bo to ja czuję się odpowiedzialny za ten mały kłębek futra, jednak on zamyka mi je stanowczym "bez dyskusji". Przyglądam mu się przez krótką chwilę, patrzę mu w oczy, choć tego nie lubię, ale w tym wypadku - potrzebuję wyczytać jego intencje. Chyba zaopiekuje się moim kotkiem należycie...? Podaję mu więc futrzaka ostrożnie, a kiedy już robi krok, by odejść... W ostatniej chwili chwytam go za rękaw, zaciskając na nim palce. - Sensei... - milczę przez moment. - Ale nie zostawiaj go tam... To mój kot... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:49 pm | |
| Zatrzymuję się, nieco zaskoczony, czując opór, jaki wywiera na mnie jego dłoń zaciśnięta na moim rękawie. Odwracam się, unosząc brew i słyszę, jak delikatnie prosi mnie, wlepiając smutne spojrzenie w drżące zwierzątko w moich ramionach. Moja twarz łagodnieje, czuję, ze głos również i być może właśnie dlatego go nie używam. Tylko kiwam głową, chociaż powoli i spokojnie, chcąc go, mimo wszystko, uspokoić, żeby mógł tutaj poczekać, odpocząć z pewnością, że nie stanie się nic złego.
Odchodzę w kierunku wejścia, przytulając do siebie malucha, ten dziwny, brudny skarb dla którego on doprowadził się do takiego stanu. Próbuję go zrozumieć, rozgryźć wszystkie powłoki, które się na niego składają. Wcześniej nie widziałem go od tej delikatnej strony. Być może wtedy, w pokoju nauczycielskim, kiedy dostawał ode mnie reprymendę, również częściowo pokazał mi się z tej wrażliwej strony, ale ona wciąż stanowi dla mnie nowość. Dość dziwną, wzbudzającą we mnie podejrzane wibracje, podejrzaną czułość, która rodzi się we mnie, gdy niosąc kota, mam wrażenie, jakbym niósł coś jego, coś, co jest dla niego ważne... Wychodzę sam, kiedy mija kilka minut. Idę szybko, nagle dziwnie zmartwiony, że mógłby się przestraszyć, że kotka nie ma ze mną. Dlatego od razu otwieram drzwi auta i kucam przy nim, spoglądając na jego buzię. Moje spojrzenie jest uspokajające. - Poprosili, żebym wyszedł na czas zabiegu... Będą mu odcinać zainfekowany fragment ucha i czyścić oczy - tłumaczę szybko, powstrzymując jego pretensje o pozostawienie zwierzątka. - Więc przyszedłem sprawdzić, co z Tobą... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:50 pm | |
| Czekanie dłuży mi się w nieskończoność. Wiercę się nerwowo w samochodzie, sprawdzam co chwilę, ile już minut minęło, spoglądam w stronę wejścia do schroniska, by zobaczyć, czy przypadkiem już do mnie nie wracają. Ale wciąż nic i nic, a ostatnia cyfra przeskakuje bardzo mozolnie, mam wrażenie, że co dziesięć, może nawet piętnaście minut, choć to przecież niemożliwe. Odchylam głowę, kładę ją na oparciu siedzenia i oddychając miarowo, powoli, staram się uspokoić. Nie umiem jednak odgonić tych złych myśli, że może go tam zostawić. Bo przecież w akademiku nie wolno trzymać zwierząt, a to tam mieszkam. Sam nie wiem, co zamierzałem zrobić z tym kotem. Chować go w pokoju? Oddać komuś? Ale komu? Nie znam nikogo, kto mieszka poza akademikiem i zechciałby zająć się futrzakiem. A Ivers jest chyba tego świadomy i może zwyczajnie zdecydować, że tak będzie lepiej, że przecież może kiedyś, jeśli kotu się poszczęści, ktoś go przygarnie. Ale to "jeśli" mi się wcale nie podoba. Bo bardziej prawdopodobne jest, że zostanie tam na zawsze, niechciany, niczyj. Zdążyłem się już przywiązać do tego kotka... Te najgorsze myśli uparcie staram się odgonić. Że już jest za późno, że jest za bardzo potłuczony, że zakażenie, że spray, że najlepiej będzie po prostu ukrócić mu cierpienie. Zaciskam palce na oczach i trwam tak chwile, starając się opanować emocje. Nie wiem, jak długi jest ten moment, ale wyrywa mnie z niego dopiero otwarcie drzwi, w których stronę zerkam. I kota nie widzę. Otwieram usta, by uciekł z nich potok pretensji, patrząc na niego z wyrzutem. A więc miałem dobre przeczucia. Mimo tego nic zdążam nic powiedzieć, gdyż wyprzedza mnie on, a w moich oczach na nowo rodzi się nadzieja. - Czyli nie zostawiłeś go tam, sensei? Wszystko będzie z nim dobrze? - znów mówię szybko, troszkę bełkocząc, jakbym zapomniał, że powinienem myśleć, jak się wypowiadam. Patrzę na niego w dół, gdy tak przy mnie kuca. Szybko jednak uciekam spojrzeniem, nie potrafiąc utrzymać kontaktu wzrokowego. Opadam na siedzenie, niby dalej spięty, choć w porównaniu do tego, co działo się ze mną jeszcze przed chwilą - znacznie spokojniejszy. A Ivers? Może naprawdę nie jest tak zły? Wydaje się martwić... Chociaż, w sumie musi, jestem jego wychowankiem... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:50 pm | |
| Kiwam tylko głową, wsłuchując się w jego bełkot, pełen cichego entuzjazmu, na swój sposób uroczej niepewności, od której cały teraz wręcz drży. Przymykam oczy, ale tylko na krótką chwilę, by zaraz potem podnieść na niego czujny wzrok i wyciągniętą ręką dotknąć jego podbródka, obejrzeć dokładnie jego twarz. Napuchniętą i siną. Sam widok boli, ale nie zaczynam tego tematu. Jeśli z kotem zejdzie zbyt długo, przyjadę po niego jutro, a jego muszę zabrać do lekarza. Oglądam go w milczeniu. Mój ruch, mimo iż nagły, gwałtowny, kończy się bardzo miękko, niespodziewanie troskliwie dotykając chłodnymi palcami jego policzka, obracając nieco jego buzię, bym mógł mu się przyjrzeć. To zbyt miękki ruch, by czuł potrzebę ucieczki, ale zbyt stanowczy i statycznie uspokajający, żeby mu się to udało, gdyby spróbował. - Zabiorę Cię zaraz do lekarza... Kiedy wyjaśni się sprawa z kotem... - mrukam, na razie stwierdziwszy, że takie wyjaśnienia wystarczą. Być może powinienem mówić więcej, może powinienem go uspokoić, ale nie umiem dobrać słów, nie wiem, co mógłbym powiedzieć. Słowa "wszystko będzie dobrze" nigdy nie wydawały mi się tak bezsensownie głupie jak teraz. Nie niosą ze sobą żadnej wartości, nie mają żadnego odniesienia... - Bardzo Cię boli? - Kiwam głową na jego nogę. - Musisz mi powiedzieć, żebym wiedział, czy jechać do lekarza już teraz... Milknę, wiedząc, że się powtarzam. Sam nie wiem dlaczego, ale potrzeba ciśnie mi nieistniejące słowa na usta. Nie mam, co mówić, nie wiem, co chcę, ale czuję potrzebę mówienia do niego, chciałbym odezwać się i usłyszeć swój głos, żeby samemu stwierdzić, jak brzmi, jakie drgają w nim nuty, co automatycznie we mnie powstanie, kiedy się do niego zwrócę. Jak zawsze, kiedy jestem zaskoczony swoją ostateczną reakcją... - Dałeś się pobić dla kota? |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:50 pm | |
| Instynktownie cofam nieco głowę, gdy jego dłoń unosi się w kierunku mojej twarzy. Zamieram, czując chłód palców na szczęce, na policzku. Siedzę spięty, w bezruchu, uciekając wzrokiem jak tylko mogę. Speszony. Zakłopotany. Przełykam z trudem ślinę, a serce jakoś tak nagle przyspieszyło, choć sam nie wiem, z jakiego powodu. I wtedy tak naprawdę trafia do mnie, w jakim stanie on mnie w ogóle ogląda. To musi być okropny widok, bo - mimo wszystko - ja również dostałem nieźle w mordę. Pozwalam mu się jednak oglądać, choć osobiście wolałbym w tym momencie zapaść się pod ziemię. Jest mi wstyd, że ktokolwiek widzi, że uległem. Że pozwoliłem feniksowi odrodzić się, pozwoliłem sobie stracić kontrolę. A już w ogóle jest mi wstyd, że widzi to on. Mój wychowawca. Mężczyzna, przed którym chciałem wypadać tylko coraz lepiej. By udowodnić mu, że umiem. By zdobyć jego zaufanie. By mógł być ze mnie dumny. Bym ja mógł być dumny z siebie. A jednak znów poniosłem porażkę, zbyt słaby, by przeciwstawić się pokusom. Zarówno wagarom jak i bójce. A ja im bardziej się pogrążam, im bliżej jestem do powrotu starego mnie, on... On wydaje się jakiś taki... Coraz cieplejszy. Albo ja już mam jakiś szok pourazowy. Do lekarza? Kiwam tylko głową, zdając sobie sprawę, że dobrze by było spojrzeć na moją nogę. Na pytanie, czy boli, znów kłamię, choć boli jak jasna cholera. Nie chcę jednak odjeżdżać bez kota. Wytrzymam jeszcze trochę. Będę spokojniejszy, jeśli będę miał go przy sobie. Milczymy przez chwilę, choć dla mnie ta cisza wydaje się zadziwiająco wygodna. Jakby to było zupełnie odpowiednie, komfortowe. Że milczymy przy sobie. Nie przygniata mnie to tak, jak wtedy, w pokoju nauczycielskim. Teraz zwyczajnie pozwalam sobie w tym trwać. Sobie i jemu, czując, że jakiekolwiek słowa z mojej strony są zbędne. A nawet gdybym chciał coś powiedzieć, niby co mógłbym? Że ładna dziś pogoda? Głupota. On jednak znów mnie wyprzedza, jeśli chodzi o wypowiedzi. A zdawałoby się, że to on jest tym bardziej milczącym. Jego pytanie sprawia, że zamieram na moment. Szybko analizuję w głowie, do czego on może zmierzać i co powinienem odpowiedzieć. Decyduję się jednak... Na prawdę. Bo ma prawo ją znać, skoro postanowił nam pomóc. - Mhm... - Kiwam głową. Pauza. Zagryzam wargę. - Robili mu krzywdę. Nie mogłem po prostu przejść obok... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:51 pm | |
| Kiwam głową. To takie dziwne. Moment, w którym jesteś Ty i jest ktoś, o kim nie masz pojęcia, co więcej, ktoś, wobec kogo do tej pory żywiłeś kilka rodzajów niechęci w tym samym momencie, ale nagle zaczynasz czuć, jakbyś wszystko rozumiał i miał prawo rozumieć. Pocieram dłonią kark, czując, jak wieczorne już powietrze stawia krótkie włoski na baczność, ślizga się pod materiałem koszuli. Przez kilka krótkich chwil on wydaje mi się kimś zupełnie innym. Nie tym uczniem, wobec którego nie chciałem żywić żadnych uczuć i nadziei, wobec którego nie chciałem czuć nic z tego, co mimowolnie czułem, nie tym uczniem, którego znienawidziłem za to, z jaką łatwością wzbudza we mnie odczucia - żywe, dynamiczne impulsy elektryczne, które do tej pory przemierzały moje zakończenia nerwowe z leniwą ospałością. Bo w tej chwili czuję, że rozumiem, a co najdziwniejsze, że to w jakiś sposób do niego pasuje. Takie zachowanie. Nie mając oparcia, doświadczenia ani wcześniejszej chęci poznania go, nagle z taką lekkością stwierdzam, że to jest własnie to, co mógłby zrobić on... Nie odzywam się, wiedząc, że jedyne, co mógłbym teraz powiedzieć, to słowa Zachariaha - zatroskanego nauczyciela wychowawcy. Bezsensowne słowa, zapewniające tylko, że nie poniesie żadnych konsekwencji, że w szkole się to na nim nie odbije, że dostanie zwolnienie z kilku lekcji i odpocznie, wyleczy nogę, być może nawet bardzo szybko. Wydaje mi się to teraz takie bez znaczenia, te szkolne sprawy, szkolne słowa. Myślę o czymś innym, mam to gdzieś na dnie czaszki i nie umiem do siebie przywołać. Patrzę na niego znów, uważnie i powoli. Nagle przyjemność sprawia mi ogarnięcie go wzrokiem. Krótką i bardzo bladą przyjemność, którą momentalnie zastępują inne, chaotyczne odczucia, których nie umiem nazwać, nie znam ich, nie umiem na nie zareagować. Cofam dłoń od jego twarzy, aczkolwiek powolnym ruchem, tak powolnym, że być może czułym, spowolnionym tymi wszystkimi uczuciami. - Nie możesz wziąć kota do akademika - szepczę nagle, zaskakując sam siebie, jak błahy pozornie powód okazuje się być głównym zmartwieniem pośród tej plątaniny myśli. - Jeśli ktoś go znajdzie, zabiorą Ci go... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:51 pm | |
| Rozluźniam się, gdy jego dłoń odsuwa się od mojej twarzy, choć samo uspokojenie szalejącego serca jeszcze chwilę potrwa. Zwilżam językiem spierzchnięte wargi, na których czuję metaliczny posmak krwi z racji, że jedna z nich jest rozcięta. Mam wrażenie, że odczuwam w nim pewną zmianę. Że dostrzegam w nim pewien chaos. Jeszcze większy i bardziej niezrozumiały, niż ten, który zawsze pozostawia na biurku. Nie rozumiem jego zachowania, nie rozumiem bijących od niego sprzeczności. Nie wiem, czy mogę mu wierzyć, czy mogę ufać. Przez brak stałości w jego... aurze, w zachowaniu, nie mam pojęcia, jak powinienem zachowywać się ja. Mimo wszystko - głupio mi przyznać przed samym sobą, ale fakt, że jest obok, że mi pomógł, że dzięki niemu mogłem szybko ocalić kotka... To wszystko sprawia, że jestem spokojniejszy, a feniks, którego wybudziłem, jakby poszedł zdrzemnąć się z powrotem. Nie mam pojęcia, jak udało mu się tego dokonać i dlaczego to właśnie jego obecność pozwoliła mi pozbyć się tych obaw choćby na krótką chwilę, ale tak właśnie się stało i nie widzę sensu w drążeniu tego. Na jego słowa drgam. Bo wiem, że ma rację i byłem pewien, że w końcu to poruszy. A jednak nie spodziewałem się, że aż tak mnie to dotknie. Zaboli. Perspektywa rozstania się z tym drobnym stworzonkiem przerażała mnie. Nie chciałem go oddać, nie chciałem zostawić tutaj. Nie wiem, jak to obejść. Jak zatrzymać go przy sobie. Zdążyłem pokochać tego kiciusia... Czuję kolejny, chłodniejszy powiew wiatru, równie nieprzyjemny, co słowa, które wypowiedział nauczyciel, dlatego opatulam się cienką koszulą nieco bardziej, opuszczając także jej rękawy. Chowam się w samochodzie, odsuwając jak najbardziej od zimna. Spoglądam na niego po tej długiej chwili ciszy i - nie odpowiadając na tamtą wypowiedź, jakby ją ignorując, poruszam zupełnie inny wątek: - Wsiądź do auta, sensei. Będzie cieplej... Poczekamy tu na kotka... Martwić się, co mam z nim zrobić, będę dopiero, jak już wtuli się spokojnie w moje ręce... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:51 pm | |
| Nie reaguję na jego słowa, jedynie podnoszę się na równe nogi i staję przy drzwiach auta, patrząc na niego w dół, kiedy kuli się pod wpływem chłodnych podmuchów wiatru. Nie przeszkadzają mi wcale, lubię je, dreszcze i delikatne drgania mięśni są dla mnie przyjemne, ale on wydaje się być teraz giętki i bardzo przewiewny. Wzdycham cicho i kręcę głową, dając mu znać, że nie spełnię jego prośby. - Posiedź sobie spokojnie - mrukam, kładąc dłoń na chłodnych drzwiach samochodu. - Ja pójdę zobaczyć co z kotem. Kluczyki są w stacyjce, włączę Ci ogrzewanie. Zamykam drzwi od strony pasażera i po chwili zaglądam do auta, uruchamiam silnik, żeby się rozgrzał. Temperatura drastycznie spadła, ale może to dlatego, że słońce już zupełnie zaszło. W powietrzu czuć zapach deszczu, jakby miał niedługo padać, a i liście niewielkich drzewek posadzonych przy parkingu szumią jakoś podejrzanie. Prostuję się i odchodzę, zamknąwszy samochód. O wiele lepiej mi się myśli, kiedy jego nie ma w pobliżu. Kiedy jest, wszystko we mnie zamiera, a zostają tylko obce mi instynkty, którym jeszcze nie ufam. Idę długim korytarzem przychodni dla zwierząt, aż pod drzwi gabinetu, w którym zostawiłem kota. Oczywiście, ze to jeszcze nie koniec, za krótko by to trwało... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:52 pm | |
| Takie wyjście w sumie tez jest mi na rękę. Będę mógł zostać sam, spokojnie pomyśleć. Mam ochotę zatrzymać go i powtórzyć, powiedzieć mu, że kota ma nie zostawiać, że jest mój. Jednak nie robię tego, podświadomie czując, że nie zrobiłby mi takiego świństwa. Nie nienawidzi mnie aż tak, by pozwolić tej sytuacji odbić się na Bogu ducha winnemu zwierzątku. Dlatego pozwalam mu zamknąć drzwi od mojej strony, wodząc wzrokiem za nim, gdy odpala silnik, zamyka drzwi i odchodzi w kierunku wejścia do schroniska. W samochodzie od razu robi się cieplej, choć mnie ogarnia jakiś taki dziwny smutek. Zostałem sam. Teraz spokojniejszy o kota, jednak dziwnie roztrzęsiony gdzieś głęboko w środku. Puste auto, pusty parking, chłód na zewnątrz, wieczór powoli pożerający miasto... To wszystko wydało mi się nagle takie dziwnie przykre. Jakbym został zamknięty gdzieś, z dala od wszystkich i od wszystkiego. Sam ze sobą, zdany jedynie na siebie. Nie wiem, co mnie nagle opętało, dlatego muszę zrobić wszystko, by odwrócić swoją uwagę, odgonić te idiotyczne myśli i uczucie osamotnienia. Wyciągam z kieszeni telefon, wsuwam w uszy słuchawki, wiedząc, że w radiu na pewno nie puszczą tego, na co w chwili obecnej mam ochotę. A muzyka mnie zrelaksuje. Zawsze to robi. Włączam piosenkę, pogłaśniam tak, by zupełnie mnie pochłonęła, opatuliła. A potem, przymknąwszy oczy, kładę głowę na oparciu i trwam tak, czekając na powrót wychowawcy i kota, którego - mam nadzieję - weźmie ze sobą... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:52 pm | |
| Siedzę w przychodni, opierając łokcie na kolanach. Nie podnoszę głowy, widząc jedynie kolana i łydki osób, które przechodzą obok mnie. W końcu udaje mi się nie spoglądać na zegarek, uświadomiwszy sobie, że go nie posiadam. Upływ czasu zdaje mi się jednak bardzo naturalny, jakbym mógł odruchowo stwierdzić, ile już tak siedzę, czy to nie za długo, czy nie powinienem wrócić do niego, zająć się nim. I czuję się dziwnie spokojny, kiedy nie ma jego, kiedy białe ściany tworzą chłodną, przygnębiającą atmosferę, której akompaniują odgłosy kroków szurających po posadzce. Myślę o nim, ale zupełnie spokojnie. Nie umiem już być nawet zaskoczony, akceptując po kolei wszystkie swoje uczucia. Martwię się o niego. Inaczej, niż nauczyciel o wychowanka, bo nie umiem nawiązywać do takich prostych spraw jak zwolnienie z lekcji, czy problem z bójką. Martwię się jakoś tak głęboko i przygnębiająco, ciężko. Siedząc w bezruchu myślę o nim, myślę o kocie, którego uratował i jak rozwiązać tę sytuację, ale tak, żeby jemu nie odbierać tego zwierzątka. Drzwi gabinetu się otwierają, ja wstaję, czując sztywność nóg i lekkie odrętwienie w jednej z nich. Podchodzi do mnie kobieta, bije od niej zapach środków dezynfekujących, a w jej ramionach bezwiednie spoczywa mała, kocia bestia - nieprzytomna. Wyciągam ramiona, a w dłonie dostaje mi się zawiniątko, składające się z kota i fioletowego ręcznika. Ucho futrzaka jest opatrzone, brakuje kawałeczka. Jego oczka są zamknięte, ale na futerku nie ma już śladów paskudnej, purpurowej farby. - Kotu nic nie będzie - odzywa się pierwsza, patrząc na mnie jakoś tak nieufnie. - Może mieć czasami problemy ze wzrokiem, ale chwilowe... Kiwam głową, dopełniam formalności. Mój uścisk, chociaż delikatny, by nie skrzywdzić kotka, jest jakiś sztywny, jakbym nie wiedział, jak obchodzić się z czymś tak małym i delikatnym. Wychodzę w pośpiechu i wsiadam do auta, spoglądam na niego, a potem szybkim ruchem pociągam za słuchawkę, która wypada z jego ucha. Moje brwi są zmarszczone w dziwnym grymasie. Obserwuję go, ostrożnie wyciągając w jego kierunku nieprzytomnego kota. Chcę, żeby już go wziął, żeby miał go. Mam wrażenie, ze to coś zmieni, że jakoś wpłynie na nas obu. - Jemu nic nie będzie - szepczę spokojnym głosem, nachylając się bokiem w jego stronę. - Teraz czas na Ciebie....
Oczekuję, że rozumie, ale tym razem nie robię żadnego ruchu przed jego odpowiedzią. Chcę na niego popatrzeć, przesuwam wzrokiem na dłonie, które przytulają do drżącego ciała małe ciałko zwierzątka... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:52 pm | |
| Pozwoliłem sobie zupełnie skupić się na muzyce lecącej w słuchawkach. Fakt, że jest w moim ojczystym języku jakoś podnosi mnie na duchu i pozwala odgonić wcześniejsze złe myśli. Poruszam niemo ustami, układając je w słowa, które słyszę. Tęsknię za tym. Dawno nie miałem okazji porozmawiać z kimś po chińsku. Coraz częściej łapię się na tym, że tęsknię za domem. Ale wtedy od razu staje mi przed oczami również to, jaki byłem. A do tego wracać nie chcę. Psycholog pewnie powiedziałby mi, że żyję przeszłością. Że nie umiem się od niej uwolnić. Coś w tym jest. Wyjazd miał mi w tym pomóc. Niby pomaga. Ale to nie do końca to, o co mi chodziło. Z drugiej strony, może to po prostu ja nie chcę zapomnieć? Ja nie chcę odpuścić, pozwolić temu odejść. Wspomnieniom, Chinom. Mamie. Drgam, wystraszony, gdy - nie spodziewając się jego powrotu - wyjmuje mi słuchawkę, dając znać, że jest obok. Już mam na niego fukać, że prawie zawału nie dostałem, że nie powinien się tak skradać, ale... Potem dostrzegam kota. Małe, futerkowe zawiniątko. Od razu wyciągam po nie drżące z podekscytowania ręce, a z serca spada mi ciężki, spory kamień, gdy w końcu mogę przytulić maluszka do siebie. I tak, jak rzadko się uśmiecham, tak teraz na mojej twarzy rozkwita czuły, szeroki uśmiech. Nie wiem, czy Ivers miał kiedykolwiek okazję ujrzeć moją twarz w podobnym grymasie, ale teraz nawet o tym nie myślę. Bo choć poobijamy i obolały, to jestem szczęśliwy, widząc, że zwierzątku nic nie jest. Głaszczę jego główkę, drapię po karczku, opatulam, by było mu ciepło. Mój mały skarb... - W porządku, możemy jechać... - Kiwam głową, nawet na moment nie odrywając wzroku od śpiącego, zmęczonego kiciusia. Kiedy nauczyciel rusza po chwili, jedziemy w kierunku szpitala w milczeniu. Przez całą drogę pieszczę zwierzaczka, by czuł się już spokojny i bezpieczny, by wiedział, ze nic mu nie grozi i że może spać spokojnie, bo ja zrobię wszystko, by od teraz spotkały go same dobre rzeczy. Jeszcze nie wiem jak, ale mam zamiar to zrobić... [z/t] x2 |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:53 pm | |
| Szpital Milczę, ale spoglądam na niego co chwilę. To krótkie, urywane spojrzenia, sam nie wiem, jaki mają cel i co takiego chcę zobaczyć, ale raz po raz patrzę na jego twarz i szczupłe, obite kostki palców, które głaszczą miękkie, kocie futerko. Maleństwo śpi nieruchomo, jedynie porusza się jego brzuszek, dając znać, że żyje i nic mu nie jest. Robi się ciemno, a za oknami przesuwa się coraz więcej świateł, kiedy jadąc szybko głównymi ulicami, dojeżdżamy coraz bliżej do centrum. Kiedy hamuję na światłach, mój wzrok spoczywa na nim na dłużej. Widzę tylko jego profil, napuchnięte od ciosu oko, miękkość ruchów, ich delikatność. Kojarzy mi się teraz z dzieckiem, które jest w stanie stoczyć wielką bitwę dla najbardziej błahej sprawy i zadowolone, pokrzywdzone usiąść w kącie i cieszyć się ze swojej mizernej wygranej. Odrywam od niego spojrzenie, czując drapiące, lepkie uczucie w gardle, którego nie umiem przełknąć. Coś w tym chłopaku zaczyna mnie nagle niepokoić, coś zaczyna żądać zrozumienia i wyrozumiałości, na którą jeszcze nie jestem gotów. Na którą nie chcę być gotów. Jadę w skupieniu, w spięciu, które zdaje się pulsować, słabnąc i zaraz po chwili wzmagając się. Długo krążę po szpitalnym parkingu, czując proste, ludzkie zirytowanie, wynikające z braku wolnych miejsc. Ta irytacja jest nagle bardzo odprężająca, bo niezwiązana z problemami dnia dzisiejszego, niezwiązana z nim. - Zostaw kota - mówię w końcu, gasząc silnik i rozpinając pasy. -Musisz iść bez niego, jemu nic się tutaj nie stanie, a kobieta w przychodni mówiła, że będzie spał jeszcze ze trzy godziny. Mimo przekazywania surowych wiadomości, brzmię miękko. Może nawet troskliwie, nie chcąc go wystraszyć, spłoszyć. Nie chcąc pobudzić nerwowo drgających w nim strun, które czuję wyraźnie, a które wydają mi się teraz tak wrażliwe na wszelkie smutki i niewygody. Ponownie czuję się, jakbym obcował z małym chłopcem, którego mogę z łatwością doprowadzić do wybuchu płaczu czy agresji. Wysiadam z auta i podaję mu ramię, żeby mógł się na mnie wesprzeć, chwycić się mnie. Spoglądam na niego, widząc, ze się waha, trzymając w dłoniach malutkie zawiniątko. Wzdycham krótko. - Nic mu nie będzie, obiecuję. Samochód będzie zamknięty... |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:53 pm | |
| Zupełnie skupiony na kocie, na jego spokojnym śnie, tak dumny z siebie, że udało mi się go uratować - nawet nie orientuję się, kiedy dojeżdżamy do szpitala. No tak, kot poskładany, teraz pora na mnie. Gdyby nie ta noga, nie dałbym się zaciągnąć w to miejsce. Mam wrażenie, że wtedy to i on zwyczajnie odwiózłby mnie do akademika, bo te kilka siniaków i zadrapań to raczej nic poważnego. Noga... To co innego. Nie mam zamiaru pozwolić sobie na jakiekolwiek zaniedbania, kontuzje, niedoleczone sprawy, które potem mogą skończyć się brakiem możliwości gry w koszykówkę czy osłabiłyby moje umiejętności związane ze sztukami walki. Dlatego nawet się nie kłócę. Co prawda sytuacja kiciusia sprawia, że z wyjściem się trochę ociągam, mimo zapewnień Iversa, który gwarantuje mi kocie bezpieczeństwo. A co, jeśli obudzi się wcześniej? Sam, w obcym miejscu, bez picia i jedzenia. A jeśli zrobi sobie krzywdę? Będzie żałośnie miauczał, znów się wystraszy, nasiusia mu na tapicerkę. Wzdycham, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko nie mam wyjścia. Zrobiłem dla kotka chyba wystarczająco dużo, by teraz móc z czystym sumieniem zostawić go na chwilę samego, śpiącego w samochodzie. Nie ma co się martwić na zapas, prawda? Układam go więc wygodnie na siedzeniu, opatulonego kocykiem, miziam chwilkę po główce. - Niedługo wrócę, nie bój się... - mruczę cicho do kociego uszka, a potem wygrzebuję się z auta z pomocą nauczyciela. Syczę, gdy źle staję na poszkodowanej nodze, łapiąc się go mocniej, opierając się na nim. Powoli kuśtykam do wejścia do szpitala, przypominając sobie nagle, jak okropnie ich nie lubię. W Chinach lądowałem w nich co jakiś czas. Ewentualnie chodziłem w odwiedziny do innych, jednak koniec końców, starałem się ich unikać. Już pomijając kolejki, rejestracje, ten okropny zapach chorób i starych ludzi. Zapach śmierci. Lądowanie tu zazwyczaj kończyło się pogadanką z policją, bo przecież byłem tu - ja, czy moi znajomi - z powodu bójek. Tu nikt o tym nie wie, nikt mnie nie zna, może dlatego wizja pójścia do szpitala nie wydaje mi się tak zniechęcająca, mimo, ze trafiam do niego znów z tych samych powodów. Tym razem było warto. Dla kotka. |
| | | Gość
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] Sob Lis 07, 2015 11:54 pm | |
| Chwytam go w pasie, przyciągam do siebie, zakładając sobie jedno z jego ramion na barki. Przyciągam do siebie mocnym, stanowczym ruchem, samochód zamykam tak, jak obiecałem i ruszam przed siebie. Wolno, czekam, aż to on nada rytm naszym krokom, aż ustali, jak mu wygodnie i jak mam go prowadzić. Spojrzenie wbijam w ściany gmachu przed sobą - spojrzenie niezadowolone, spięte, zestresowane i cholernie zmęczone. Czym...? Nim. Myśleniem o nim. Brakiem możliwości wyłączenia się chociaż na chwilę i ciągłym myśleniu o nim i o nim, o jego bólu, o jego kocie, o jego smutku, o jego zagubieniu, o trosce wobec niego, o niechęci, o nienawiści. Mam dość. Chcę w końcu uspokoić wszystkie te fale i przypływy, znaleźć spokojne zaczepienie w tej burzy. Milczę, prowadząc go na oddział. Zapach szpitala jest drażniący, a ja kątem oka zerkam na niego i marszczę brwi, kiedy dostrzegam, jak krzywi się przy każdym kroku. Zwalniam, przyciskam go do siebie mocniej, nagle taki wrażliwy na czyjś ból, jakbym obserwując jego twarz, sam odczuwał to, co on czuje własnie teraz. To dla mnie obce doznanie, nie miałem takiego nigdy wcześniej, a więc wzbudza we mnie zarówno ciekawość, jak i rozdrażnienie. Kolejna rozbieżność, której źródłem jest on. Nie umiem być niedelikatny, oschły. Kiedy pomagam mu usiąść na zielonym, plastikowym krzesełku, moje ruchy są miękkie, płynne, zadziwiają mnie samego. A mimo wszystko nie walczę z nimi, czując, ze dają mi pewne uspokojenie, pozwalają skupić się na odczuwaniu jego ciała, na napięciu jego mięśni, a nie na sobie. Jest wątły, kiedy przytrzymuję go sobą, kiedy odsuwam się, wysuwając ramię spod jego pleców, a moje palce ześlizgują się po wzgórzu wystającego kręgosłupa. To przyjemne wrażenie, napotkać, nawet przez materiał koszulki, wystającą kostkę, sztywną i smukłą... Odnajduję lekarza, sytuacja wydaje się prosta, wszystko trzeba wyjaśnić, na wszystko trzeba poczekać. Poczekalnia otacza naszą dwójkę, kiedy siedzę obok niego i nie robię nic, poza czekaniem. Mam ochotę zapalić, ale tutaj nie mogę, a nie chcę go zostawić. Myślę o tym - żeby wstać, kiwnąć mu uspokajająco głową i wyjść, ale nie drgam, zawieszając jedynie spojrzenie na dziwnie niezadowolonej, azjatyckiej buzi, a potem na splecionych nerwowo dłoniach. - Chodź - mrukam, kiedy wywołuje nas lekarz. Wyciągam dłoń. Jest chłodna, skóra szorstka i sucha, jakby pokryta szronem. Muszą go zbadać, musza się nim zaopiekować - ja muszę. Zająć się nim, odstawić do szkoły, wymyślić, co z kotem. Tyle "muszę" albo "powinienem" nagle zbiera się wokół mnie przez jego ciało, przylegające do mojego, oparte, przez tą jedną chwilę, kiedy idziemy do gabinetu - zależne ode mnie. Zastanawiam się, jak to wszystko ułożyć i załatwić. Krótką chwilę zajmuje mi, ze nie widzę problemu w rozwikłaniu tych spraw i trudności. W krótką chwilę przekształcam wszystkie "muszę" i "powinienem" w "chcę". |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Początek roku szkolnego 2015 [ Zachariah&Wolfgang ] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |