"Puk puk puk puk"
Szczupłe, delikatne paluszki kobiety uderzały o drewniany blat stoliczka w rytm muzyki, która dochodziła z magnetofonu. Bardzo lubiła ten gatunek – połączenie muzyki klasycznej z Rockiem, czy jakkolwiek nazywał to wykonawca tego albumu. Z każdym, nawet najmniejszym odgłosem gitary jej krótkie włosy bujały się wraz z kiwającą na boki głową. Co chwila jakiś kosmyk opadał na jej ciemne oczęta, które obecnie były zamknięte.
„Stukutukutuku puk!”
Wtedy zaprzestała uderzania w stoliczek i wraz z rozpoczęciem tej wolnej części utworu przygryzła dolną wargę. Jak ona kochała brzmienie fortepianu, a zwłaszcza w wykonaniu swojego ukochanego artysty.
- Herbata. - Głęboki, męski głos rozproszył cichą muzykę i jakby wybudził ją z hipnozy. Otworzyła swoje ciemne oczęta, którym ukazał się niewielki kubeczek z różowym misiem. Zawarty w nim napój wytwarzał unoszącą się, delikatną parę, którą zaczęła rozpraszać malutką rączką. Położyła splecione ręce na stoliczku i kolejno oparła na nich zmęczoną, rozczochraną główkę jakoby kot zaczęła uważnie obserwować unoszącą się parę.
„Szuuuuuuuuuuuuuuuuuuuur”
Podniosła wzrok na zasiadającego obok chłopaka. Żeby móc lepiej obserwować jego twarzyczkę musiała w dość nienaturalny sposób wygiąć szyję, aby chociażby złapać fragment jego głowy. Zawsze ją to zastanawiało – jak to możliwe, że są ludzie tak niscy jak ona i tak wielcy jak on! Przecież to niepojęte, że dziewczyna metr czterdzieści może się zadawać z wielkoludem metr osiemdziesiąt. Tak. Teraz dobrze widziała. Nic się nie zmienił od ostatnich kilku minut. Tak samo wielki, tak samo szczupły, tak samo poważny, tak samo blady. Od zawsze taki był – jej kochany Clar. Czasami miała wrażenie, że nic się nie zmieniło od tych trzynastu lat. No... Może jako ośmiolatek aż tak wysoki nie był, ale zawsze był wyższy! Często przez to z niej żartował uderzając tekstami typu „Stoisz na wysokości zadania, jeśli wiesz o czym myślę~” czy „Przepraszam, ale drużyna pierścienia poszła tamtędy”. Teraz stało się to już rutyną, ale były czasy, gdy potrafiła się za coś takiego nawet obrazić! Teraz Clar musiał się wysilić, aby wymyślić coś czego jeszcze nie słyszała. Jakieś iście wspaniałomyślne porównanie, czy inną metaforę. Ale spokojnie, zapału do tego mu było nie brak. To taki typ człowieka, trochę arogancki i złośliwy, ale wobec bliskich w tym dobrym stopniu.
- Dzię-ku-ję – Odparła wypowiadając każdą sylabę osobno. Miała szczęście – była tą jedną, jedyną osobą do której Clar uśmiechał się szczerze, bez cynicznego wyrazu. Uważnie przyglądała się jak powoli podnosi czarny kubek z kotkiem do uśmiechniętych ust i bierze łyka gorącej, czarnej kawy. Aż ją skrzywiło na samą myśl o gorzkim posmaku tego napoju. Jak dobrze, że miała swoją ukochaną, słodką herbatkę. Wzięła w rączki niewielki kubeczek i napiła się brązowej, słodkawej cieczy. Gdy odstawiła naczynie na swoje miejsce zauważyła, że przyglądają jej się duże, ciemne oczęta chłopaka. Co prawda były jak zwykle – zasłonięte gąszczem ciemnych włosów, aczkolwiek dzisiaj wyjątkowo dobrze było je widać. Minę miał dość poważną – jak zwykle, bez najmniejszego wyrazu, jednakże wydawać się mogło, że się na czymś skupiał.
- Clar? - Miała nadzieję, że chłopak ma tylko chwilowy „zastój”, jednak nie. Widocznie doskonale wiedział co się wokół niego dzieje i nie bez powodu się na nią zapatrzył.
- Ta dziadowa muzyka nie pasuje do mojego nastroju. - Wstał i podszedł do magnetofonu.
- M? Dziadowa? Od kiedy to pan ważny obraża swoje dzieło? - Złośliwie! Clar należy wprawdzie do osób, które nie przyjmują do siebie wszelkiej krytyki ze strony otoczenia. Nawet on sam nie jest w stanie skrytykować własnego dzieła, więc taka sytuacja jest naprawdę bardzo rzadka, a wręcz niemożliwa!
Ale cóż... Dziewczyna nie wiedziała co tym razem planował jej narzeczony. Chłopak jak gdyby nigdy nic
Przełączył na inny utwór. Wtedy się zarumieniła i już już miała zacząć się śmiać, gdy nagle poczuła, jak Clar przyciska ją do ziemi. Jej obie dłonie były zablokowane przez jego duże łapska, a oczy jakby zahipnotyzowane, musiały patrzeć prost na niego. Przez chwilę zdążyła się zrodzić dość dyskomfortowa sytuacja, która zdawała się prowadzić tylko do jednej rzeczy... Wtedy w jej osłoniętą, chudziutką szyję delikatnie wbiły się zęby Clarence.
„CHRRRRRRRRRRRRRRR”
Wydało się z niego jakby chrapnięcie, przez które zabrzmiał jak połączenie tygrysa z dziką świnią.
- CLARENC! - Nie wiadomo czy to ze śmiechu, czy z pretensji dziewczyna zaczęła się szarpać. Nawet nie zauważyła, kiedy chłopak się od niej odczepił. Zaczęli się razem turlać po miękkim, jasnym dywaniku. Osoba znajdująca się na balkonie obok, mogła bez problemu usłyszeć ich śmiechy, a kolejno krzyki. Tak. Krzyki. I starszy tupot. Jakby świniaka zarzynali! Albo nie, to było bardziej takie szczekanie, więc jakby ktoś golił lisa nożem od masła. Czyżby ten niewyżyty chłopaczyna znęcał się nad jakąś biedna dziewczyną? Znudziło mu się krytykowanie innych i wytykanie im wad? Musiał przejść do zabaw fizycznych? O nie! Co ten bogaty bachor wyprawia? Z pewnością dużo wam może przyjść na myśl – że ktoś dostał ataku i wtedy właśnie trafił do tego miasta, że dziewczyna umarła, że on umarł, ble ble ble ble. Nie! Clarenc lubił ją łaskotać, a ta biedna źle znosiła, gdy jego długie, chude paluchy wbijały się w jej klatkę piersiową, czy talię.
Tak. Był trochę niewyżyty i lubił się nieco... Znęcać nad innymi. Oczywiście jego ukochana padała ofiarą tej fizycznej „przemocy”, a raczej tych jego „zabaw”. Warto też wspomnieć, że jest w nim coś z sadysty i... Lubi krytykować ludzi, często się wyżywa na innych poprzez ich totalne zdołowanie – nieprzyjemny typ. Aczkolwiek serduszko ma dobre... Chyba. W końcu takie złe, szemrane typki najczęściej kończą w samotności w wielkim, drogim apartamencie. Bez przyjaciół, bez miłości. A tutaj jest troszkę inaczej, mianowicie los był na tyle dobry, aby w wieku lat ośmiu mógł poznać swoją przyszłą żonę. I w ten sposób przez trzynaście lat starał się o jej względy, aby w wieku lat 21 móc się z nią zaręczyć. I tak sobie mieszkają w dużym apartamencie w Bogatej części miasta „Amanogawa” Skąd się tutaj wzięli? Po prostu tak jakoś... Wyszło. Zwykłe widzimisię Clarence, a że jego rodzice mają pieniędzy po sufit, to czemu by nie sfinansować syneczkowi i jego dziewczynie mieszkania w tak ekskluzywnej części miasta? W końcu taki rozwydrzony bachor jak on nie rozumie takich zdań jak „nie ma mowy”, „nie zasługujesz”, „odpuść sobie”. O nie, nie, nie. Typowy rozpuszczony dzieciak, który nie musi martwić się o przyszłość, skoro przejmuję od ojca jedną z droższych wytwórni kawy. W sumie to jego praca polega tylko na tym, że siedzi przy swoim (oczywiście drogim) laptopie i kontroluje sprzedaż oraz produkcję kawy pokazaną w bardzo, ale to bardzo uproszczony sposób. Jak tylko coś mu się nie podoba, to telefon do sekretarza danego działu i już załatwione. Panicz w końcu musi być spokojny! Wszystko musi być dopięty na ostatni guzik, nie wolno sobie pozwalać na niedociągnięcia, czy inne dyrdymały! Warto jeszcze wspomnieć, że królewicz nie ma czasu na takie śmietnisko jak szkoła czy inne studia. Ojciec wyjaśnił mu przez kilka dni jak działa firma, co trzeba robić i... Już. Właściwie to tyle. Całe jego wykształcenie ogranicza się do drugiej klasy szkoły średniej, dalej już dał sobie spokój, bo po cholerę się z tym męczyć?
Podsumować?
Podsumować!
W wielkim skrócie: Clarence to typowy, rozwydrzony dzieciak, który lubi się psychicznie znęcać nad osobami o innych poglądach, czy po prostu na przypadkowych ludziach, którzy akurat wpadną mu w oko. Jednakże mimo tej niewygodnej strony jest stworzony do życia w rodzinie, zdolny do kochania i dbania o bliskich. Lubi sobie żartować i zawstydzać swoją narzeczoną.
Przez pewien czas wychowywał się w Oxfordzie, jednak później przeniósł się do Kobe. Tam w wieku lat ośmiu poznał miłość swego życia, której oświadczył się trzynaście lat później. Jego rodzice lubią go rozpieszczać i pozwalają mu na wszystko. Niedawno przeprowadził się do miasta Amanogawa, bo po prostu taki miał kaprys.
Claire Cecil Ike - Matka pochodzenia Brytyjskiego. - Ma z nią bardzo dobry kontakt, jednakże mama często każe mu wbijać sobie do głowy niewygodne, angielskie obyczaje, które go męczą.
Naoki Haruhi Ike - Ojciec Japończyk, zarządza (drogą) wytwórnią kawy. - Bardzo go lubi, aczkolwiek jego tata jest według niego czasami zbyt spięty i ma dość słabe poczucie humoru (ale się stara jak może).
Sayuri Yonebayashi - Narzeczona którą bardzo kocha. Znają się od dziecka.
▸ "Każdy lubi kawę" - motto.
▸ Jego inicjały tworzą C A N I, dużo osób lubi go denerwować odejmując literę nazwiska i drąc się "CAN we? Yes we CAN!".
▸ Jest dużo wyższy od swojej ukochanej, co też przyciąga uwagę wielu osób. Często nosi ją na plecach, co wygląda bardzo uroczo.
▸ Planuje wziąć ślub jakoś latem, albo na wiosnę, wszystko zależy od Sayu.
▸ Nienawidzi anime i mangi.
▸ Kawa z papierosem to taka jego codzienność.
▸ Jest dosyć słaby fizycznie, aczkolwiek jakoś udało mu się wyrobić zarysy mięśni.
▸ Lubi podszywać się pod inne osoby czy to w internecie, czy to przez telefon, to bardzo zabawne.